piątek, 3 sierpnia 2012

Rozdział 13

Esme:


  Mijały godziny, dni... Gdy Carlisle był w pracy wpatrywałam się przez cały dzień w drzwi z nadzieją, że Edward zaraz je otworzy i przekroczy próg naszego mieszkania. Martwiłam się o niego tak bardzo. Jak o rodzonego syna. Ale nic się nie działo. Klamka nawet nie drgnęła, a ja i tak stałam tam i wpatrywałam się, czy nikt nie otwiera drzwi. Bałam się, że jak odejdę, to już nikt nie przyjdzie. Głupie.
  W końcu klamka drgnęła. Drzwi się otworzyły. Czy to Carlisle? Jest zbyt wcześnie. A może to Edward? Byłam taka szczęśliwa, lecz gdy zza drzwi wynurzyły się blond włosy znów spochmurniałam.
  - Nie przyszedł. - Wyszeptałam.
  - Esme, och, Esme ty znów tutaj stoisz? - Carlisle wziął mnie na ręce. Gdyby nie to, że jestem wampirem byłabym teraz na wpół przytomna, ale ja wszystko wiedziałam i pamiętałam. A to było takie nieprzyjemne uczucie. Chciałam zasnąć i obudzić się kiedy mój... Tak. Mój syn... Nie wiem, czy mogę go tak nazywać.
  W moich myślach jest to teraz bezpieczne. Nie może tego odczytać, ale i tak. Czy powinnam go tak nazywać? A może nie? Przecież miałam być jego siostrą. To wszystko stało się takie poplątane.
  Wtuliłam się w Carlisle pragnąc, aby nigdy mnie nie puszczał. Zaciekawiła mnie jeszcze jedna rzecz. Dlaczego wrócił tak wcześnie? Przecież... A może... Może ten czas tak szybko leciał?
  - Carlisle...
  - Tak?
  - Ale... Czy ty nie powinieneś wrócić później?
 Zaśmiał się.
  - Jest osiemnasta trzydzieści...
  - Ale...
  - Ciii.... A ja wracam o osiemnastej. - Uśmiechnął się.
  Spojrzałam na zegarek z niedowierzaniem. Miał rację! W sumie to już była osiemnasta trzydzieści jeden, ale to nie ważne.
  - On wróci? - Spytałam ot tak.
  - Na pewno.
  Moje oczy zrobiły się suche. Nie mogłam już wytrzymać. Nie wiedziałam co się dzieje z Edwardem. Bałam się. A jeśli coś mu się stanie?
  - Esme... Nie zadręczaj się tym tak. To była jego decyzja. Nie powinniśmy mu przeszkadzać w dokonywaniu wyborów. Jeśli właśnie tego pragnął.... To czemu nie miał przestać żyć tak jak my?
  - Przestać żyć tak jak my? - Zdziwiłam się. O co mogło mu chodzić? Czy...? Nie. Chyba nie chciał mi powiedzieć, że Edward zabija ludzi.
  Zauważyłam na twarzy Carlisle zmieszanie. Patrzył gdzieś w kąt. Chciał uniknąć mojego wzroku... Może nawet mnie okłamać, ale znałam go na tyle dobrze, żeby wiedzieć kiedy mija się z prawdą. Czekałam tylko na potok słów z jego ust, który prawdopodobnie miał mnie zranić. Może i już się domyśliłam. Może chodzi o to, że Edward... Że on już nie jest... Wegetarianinem. Nie mogłam o tym myśleć. Tak bardzo mnie to raniło, a co dopiero dowiedzieć się tego od ukochanej osoby? To na pewno nie będzie przyjemne.
   Carlisle nadal milczał. Nie odzywał się ani słowem. Pewnie zastanawiał się jak mi to powiedzieć. Jak ująć w słowa tak bolesny temat. To czekanie mnie dobijało. Miałam już tego dość. Każda sekunda zdawała mi się być godziną. W końcu miałam dość postanowiłam sama zacząć.
  - Czy... On...? - Nie byłam w stanie wydusić z siebie nic więcej.
  Carlisle cicho westchnął. Chyba miał zamiar rozpocząć monolog.
  - Dziś w szpitalu, w kostnicy znalazłem martwego mężczyznę. Był poszukiwany przez policję za zabójstwo trzech kobiet. Poczułem zapach... Zapach Edwarda. Do tego został ukąszony w szyję i nie miał w sobie ani kropli krwi. - Zabolało.
  Może i znałam Edwarda nie zbyt długo, ale zdążyłam się do niego przywiązać.

Carlisle:


  Bałem się reakcji Esme na tę wiadomość. Chciałem jej tego oszczędzić, ale ja idiota oczywiście musiałem wypaplać za wiele. Nienawidziłem siebie za to. Tylko za te słowa, które ją zraniły. Tak bardzo chciałem ją chronić, a jak mam to robić skoro sam ją ranię? Czułem się okropnie. Po co ja jej to mówiłem? Nie wiedziałem teraz nawet co się z nią dzieje.
  Wpatrywała się ślepo w coś za mną. Pewnie w las, bo stałem przed oknem. Nie byłem pewny czy z nią wszystko w porządku... Oczywiście, że nie. Powiedziałem jej, że jej brat zabija ludzi. Sama nienawidziła się za zabicie swojego męża, a ja jeszcze dobiłem ją faktem o Edwardzie.
  Do tego wszystkiego właśnie zadzwonił telefon. W wampirzym tempie go odebrałem nie przestając wpatrywać się w Esme.
  - Tanya? - Powiedziałem do telefonu. Oczywiście wiedziałem kto mówi.
  Esme nagle zaciekawiło to co się dzieje. Wpatrywała się z zaciekawieniem we mnie... A raczej w telefon. Zasmuciła się słysząc to imię.
  - Tak, tak. Czy mogę rozmawiać z Edwardem?
  - Edwarda nie ma.
  - A kiedy będzie? - Pytała natarczywie.
  - Nie wiem... Tanyo... Edward uciekł. On zostawił mnie i Esme....
  - Co? Jak to?! - Pytała zszokowana. Nie mogła uwierzyć w to co się stało.
  - Odszedł. Chciał żyć samodzielnie. - Nie mogłem jej powiedzieć, że odszedł, bo nie chciał mieć z nią nic do czynienia. Załamałaby się, a ja teraz musiałem zająć się Esme.
  - To niemożliwe. Żartujesz sobie ze mnie.
  - Nie, Tanyo. Mówię prawdę. Niestety... Też chciałbym, żeby to był tylko głupi żart.
  - Dobrze... Dziękuję za informację. Do zobaczenia. - Rozłączyła się. Zgadywałem, że jej oczy zrobiły się suche.
  Nie czekając dłużej zbliżyłem się do Esme i przytuliłem ją mocno. Schowałem twarz w jej karmelowych włosach napawając się ich zapachem.
  Moja ukochana odsunęła się ode mnie. Nie wiedziałem do końca o co jej chodzi, ale zaraz potem pocałowała mnie czule.
  Czułem się cudownie. Trzymając w ramionach tę cudowną istotę. Każdy mężczyzna na tej ziemi mógłby mi teraz zazdrościć, a Esme nie zdawała sobie nawet z tego sprawy. Jak ten cały Charles mógł ją tak traktować? Taką cudowną osobę... To było nie do pomyślenia. Jak on mógł ją bić. Uderzyć? To było naprawdę nie do pomyślenia. Nigdy w życiu nie postąpiłbym tak z kobietą i teraz żałuję, że nie mogłem jej ochronić. Uratować przed tym tyranem.

_____________________________________
Od razu przepraszam, że rozdział jest taki krótki, ale tylko na tyle było mnie stać. I po drugie przepraszam was, że taki okropny. W ogóle nie jestem z niego zadowolona, ale i tak chcę was prosić o komentarze!

5 komentarzy:

  1. Jak możesz być z niego niezadowolona?! Jak będziesz tak dalej myśleć, to obiecuje, że zjawie się u ciebie i za pomocą krzesła wybije ci to z głowy, a ty dobrze wiesz, że jestem do tego zdolna! Zresztą rozdział jest świetny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Esme ma rację, rozdział cudowny! Pisz dalej, boi nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. [SPAM]Chciałabyś poznać opinię na temat swojego bloga? Dowiedzieć się jak postrzegają go inni? Nie czekaj i zgłoś się do Raju Ocen. Ocenialnia stoi otworem.
    raj-ocen.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. przecież jest wspaniale,jak zwykle

    tęskniłam ,za twoim blogiem

    OdpowiedzUsuń
  5. 35 year old Nuclear Power Engineer Kori McFall, hailing from Lacombe enjoys watching movies like Funny Bones and Sudoku. Took a trip to Brussels and drives a Viper. lubie to

    OdpowiedzUsuń