niedziela, 29 lipca 2012

Rozdział 12

Carlisle:


  Te słowa sprawiły, że poczułem się jak człowiek dźgnięty nożem. Starałem się zachować spokój, ale mi to nie wychodziło. Nie potrafiłem się opanować. Moje oczy zrobiły się suche. Zmieniłem go i przygarnąłem, a on postanowił odejść.
  W sumie to jest jego decyzja. On decyduje własnym życiem. To jest jego wybór i powinienem to opanować. Na tę myśl się uspokoiłem. Wyprostowałem się i spojrzałem w oczy Edwardowi.
  - Jeśli tego właśnie pragniesz. - Oznajmiłem.
  - Tak! Chcę stąd uciec! Odejść! Może na końcu świata mnie nie znajdzie! - wrzasnął i się odwrócił.
  - Edwardzie. - Powiedział jakiś piskliwy głosik. Odruchowo odwróciłem się w stronę Esme. Zbliżyła się o dwa kroki i wyciągała dłoń w stronę mojego przyszywanego syna.
  - Esme... - szepnął. - Nie zatrzymuj mnie.
  - Nie będę. Nie mogę. - Spojrzała na mnie przelotnie, a potem znów skupiła wzrok na Edwardzie.
  Jej oczy zrobiły się suche. Mimo wszystko nadal trzymała wyciągniętą dłoń. Edward chwycił ją i pocałował moją ukochaną w czoło.
  - Chcę się tylko pożegnać. - Szepnęła patrząc mu w oczy.
  - Och, Esme. Nawet nie wiesz jak trudno jest mi cię opuścić... - Popatrzył na nią.
  - Jesteś dla mnie jak rodzony syn... Którego nie mogłam mieć od początku, a teraz miałam ciebie... I ty też mnie zostawisz? - Spytała go.
  - Obiecałaś, że nie będziesz mnie zatrzymywać. - Zaśmiał się ponuro.
  - Wrócisz? - Spytała z nadzieją.
  - Postaram się.
  Mój przyszywany syn przytulił Esme.
  - Zawsze będę cię kochać jak własne dziecko. - Obiecała.
  - Żegnaj, Esme. - Powiedział i zbliżył się do mnie. - Żegnaj, Carlisle.
  - Żegnaj. - Odpowiedziałem i ścisnąłem jego dłoń.
  Jedno zwyczajne słowo, a sprawiło, że poczułem się okropnie. Tak jakbym miał go już nigdy nie zobaczyć. Tak jakbym po prostu żegnał się z nim przed jego śmiercią. To było dla mnie okropne. Chciałem go jakoś zatrzymać, ale musiałem uszanować decyzję Edwarda. Musiałem pozwolić mu odejść. Widocznie to musiało kiedyś nastąpić. Żałuję tylko, że tak szybko. Że odszedł teraz. Zawsze miałem być tylko obok jednej osoby? Chciałem założyć z nimi rodzinę, a teraz mój syn odszedł.
  A Esme? Kocham ją. Ona mnie też. Chyba. Przynajmniej to mi powiedziała, kiedy po raz pierwszy wypowiedziałem te dwa słowa. Ale czy to była prawda? Tak! Na pewno! To musiała być prawda! Mogłem przecież tylko wierzyć w jej słowa...
  Z zamyśleń wyrwał mnie cichy szloch Esme.
  - On... On... On odszedł... Uciekł... - Gdyby mogła wymówiłaby to przez łzy.
  - On wróci. - Próbowałem ją pocieszyć, ale sam nie byłem pewny czy powiedziałem prawdę.
  A co jeśli już nigdy go nie zobaczę? Jak to zniesiemy? Jak zniesie to Esme? Co będzie z Edwardem? Czy przeżyje? Czy będzie o nas pamiętał? Czy będzie tam szczęśliwy? Czy w końcu uda mu się uciec od Tanyi?
  Nie miałem pojęcia jak to się skończy.
  - Wracajmy. - Zadecydowałem.
  Skinęła tylko głową i puściła się biegiem w stronę domu. Pobiegłem za nią. Nie mogłem jej dogonić. Była szybsza. W końcu jest jeszcze nowo narodzoną, choć jej oczy nie rażą już czerwienią. Niedługo będzie wyglądała zupełnie normalnie.
  Cieszył mnie ten fakt. W końcu będę mógł wychodzić z nią w biały dzień na ulicę. Oczywiście, będzie musiało być pochmurnie, ale cóż to będą za spacery, kiedy nikt nie będzie na nas czekał, a po powrocie śmiał się z naszych myśli?


Esme:


  Biegłam ile sił w nogach. Mijałam drzewa z wielką sprawnością. Nie mogłam uwierzyć, że przy takiej prędkości przychodzi mi to tak łatwo. Powinnam wpadać w każde drzewo po kolei, a ja je zwinnie wymijam.
  Nadal cały czas myślałam o Edwardzie. Dlaczego? To nie mogło być przez Tanyę. Przecież jej zaloty trwały już od dawna. A gdy ja się pojawiłam... Nagle postanowił uciec. Nie chciałam tak myśleć, ale to mi się cały czas nasuwało do głowy. A co jeśli uciekł przeze mnie? Dlaczego to zrobił? Czym ja mu zawiniłam? Czy byłam aż taka okropna?
  Zacisnęłam powieki i specjalnie wbiegłam w wielkie drzewo mając nadzieję, że mnie to zaboli, ale nic z tego.
  Drzewo rozpadło się na małe kawałeczki, a jego liście powoli opadały na ziemię, ale mnie to nie bolało. A tak bardzo tego chciałam. Dlaczego musiałam mieć tak twardą skórę? Dlaczego musiałam być tak silna?! Tak bardzo mnie to teraz denerwowało.
  W końcu stanęłam na progu mieszkania. Powoli weszłam do środka. Podeszłam do regału z książkami i agresywnie wyrwałam jedną z miejsca. Zaczęłam ją czytać, lecz nic nie wchodziło mi do głowy. W mojej głowie brzmiało tylko jedno imię i odbijało się jak słowo wypowiedziane w pustym pokoju.
  Edward...
  Edward...
  Edward...
  Po chwili zaczęło tworzyć się coś innego.
  Edwardzie, wróć!...
  Edwardzie, wróć do nas!...
  Edwardzie, nie odchodź!
  Nie mogłam tego znieść. Zamknęłam książkę i rzuciłam nią o dywan. Wściekła postanowiłam zatopić ból w pracach domowych. Wyciągnęłam wszystko co potrzebne do wysprzątania i zaczęłam ścierać szafki. Zastanawiałam się gdzie jest Carlisle. Właśnie wtedy, gdy to pomyślałam otworzyły się drzwi.
  - Przepraszam, że kazałem ci czekać. Zastanowił mnie huk w lesie, a potem zobaczyłem roztrzaskane drzewo. Zdziwiło mnie to.
  - To byłam ja. - Poinformowałam go nie przestając pucować szafek.
  - Ty? Ale jak to? Przecież powinnaś je ominąć?! - Mówił zdziwiony.
  Carlisle starał się zachowywać naturalnie, ale w jego głosie dostrzegałam tylko smutek.
  - Chciałam, aby nareszcie mnie coś zabolał! - Uświadomiłam mojego ukochanego.
  Podszedł do mnie i chwycił w talii. Odwróciłam się do niego przodem, a on złożył na moich ustach namiętny pocałunek. Przywarłam do niego całym ciałem. Chciałam go więcej, ale... Odepchnął mnie od siebie... Nie... On raczej sam się odsunął.
  - Przepraszam. Nie mogę. Nie toleruję tego przed ślubem. - Uświadomił mnie wpatrując się w podłogę.
  - Och, przepraszam. Nie wiedziałam. - Byłam zawstydzona. Czułam się dziwnie wiedząc, że zrobiłam coś głupiego.
  - To nie twoja wina. - Uśmiechnął się ponuro, co tylko przypomniało mi o Edwardzie...

_________________________________________

I jak wam się podobało? Komentujcie.
Przepraszam za długą nieobecność, ale jak wspominałam w poprzednim rozdziale byłam na koloni na prawie dwa tygodnie.

4 komentarze:

  1. Fajne, zaciekawia.. ; ) Czekam na więcej :D

    Justinekk Bieberekk z Zapytaja : )

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Szkoda tylko że Edward odszedł. ;( Czekam na kolejny!
    U mnie powinien pojawić się jutro. :)

    Pozdrawiam, Esme. ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny, a to pożegnanie z Edkiem? Smutne,ale genialne.Będę wpadała częściej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. biedny Carlisle i Esme, szkoda ich :(

    rozdział świetny,jak zwykle ;)

    ja postaram się dziś dodać kolejny rozdział ;)

    bardzo ładny,ten nowy wygląd bloga

    OdpowiedzUsuń