czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział 10

Piosenka: Lana Del Rey - Summertime sadness


Esme:


  - Edwardzie, proszę cię! Nie rób mi tego! - Krzyczała Tanya schodząc za nim z góry.
  Na szczęście zapadła niedziela. Wampirzyca miała wyjechać właśnie dzisiaj. Mimo wszystkiego bardzo się z tego powodu cieszyłam. Ten okropny wzrok, niczym sztylety miał wreszcie wyjechać lustrować inne przypadkowe ofiary.
  - Czego!? Nie mówić ci prawdy? - Zatrzymał się i położył na jej ramionach ręce. - Tanyo! Ja cię nie kocham! - Wykrzyczał.
  Nawet nie zauważyli mojej obecności. W sumie to się temu nie dziwiłam. Tanya, która próbuje przekonać Edwarda do miłości do niej i Edward przekonujący Tanyę, że jest zupełnie odwrotnie. Ech, to jest nie do zniesienia.
  Starałam się tym wszystkim nie przejmować, ale to było trudne. W końcu usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami.
  - Ygh! - Warknęła wampirzyca i zacisnęła pieści.
  Słyszałam za sobą wyraźne kroki... Coraz głośniejsze.
  Tup, tup, tup...
  - To przez ciebie! - Usłyszałam miodowy głos Tanyi.
  Aż się poderwałam z fotela. Odskoczyłam do tyłu i patrzyłam na nią zdezorientowana.
  - Co przeze mnie!?
  - On mnie nie chce przez ciebie!
  - Dlaczego?! - Spytałam wściekła. Nie mogłam zrozumieć o co chodzi. Stanęłam w pozycji gotowej do skoku, na co wampirzyca odpowiedziała mi głośnym śmiechem.
  - Zmąciłaś mu w głowie! I teraz mnie nie chce! - Wrzeszczała.
  Chciałam się jakoś bronić, przed tą lawą słów. Każde z osobna raniło mnie na swój sposób. Jak mogła mnie obwiniać o coś takiego?! Przecież ja nigdy nie myślałam o Edwardzie... Jako o mężczyźnie, którego mogę i chcę pokochać. Zawsze był dla mnie jak syn. Jak syn, który stracił życie... Przez ojca. Przez własnego ojca, który bił mnie i popychał, kiedy w moim brzuchu było to maleństwo.
  Spojrzałam na swój brzuch... Był... Płaski. Nikogo tam nie było. Teraz miałam wyłącznie brata - Edwarda. A do tego zakochałam się w naszym przyszywanym ojcu. Moje oczy niespodziewanie zaczęły robić się suche.
  Wampirzyca nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Już nie piorunowała mnie wzrokiem, tylko pałała zdziwieniem, ale chyba nie chciała dać za wygraną. Wróciła do poprzedniej, wściekłej, pozycji i warknęła głośno. Znów jej wzrok przeszywał każdą część mojego ciała.
  - Teraz żałujesz, że go poderwałaś, co?! Uwierz mi, że teraz powinnaś wybrać śmierć, bo zabiję cię w męczarniach! - warknęła i rzuciła się na mnie. Stałam bez ruchu. Nie mogłam nic zrobić. Gdybym była człowiekiem - upadłabym - ale jestem wampirem. Jestem jak kamień, więc trzymałam się na nich.
  W końcu zawładnęła mną agresja, smutek i rozpacz, ale to pierwsze było najsilniejsze. Postanowiłam stanąć do walki z Tanyą. Wiedziałam, że jestem silniejsza, więc od razu uderzyłam ją z całej siły w brzuch. Wampirzyca ugięła się z bólu. Wymierzyłam cios w twarz, że aż wylądowała na kanapie. Wyszczerzyłam kły i z moich ust dobył się charkot. Stanęłam  w pozycji bojowej i przyglądałam się wstającej Tanyi.
  Byłam z siebie dumna. Chciałam ją zabić. Teraz. Teraz miało się zakończyć jej długie życie, ale nie potrafiłam się ruszyć. Coś ściskało mi ręce trzymając je w tyle. Za to spostrzegłam, że Edward przygwoździł mojego wroga do ściany, z czego ona bardzo się cieszyła.
  - Rzuciła się na mnie. - Powiedziała z obrzydzeniem.
  Po usłyszeniu tego kłamstwa wyrywałam się trzymającej mnie sile, ale musiałam zrozumieć, ze nie mogę. Zrobiłabym to bez problemu, ale musiałam się opanować.
  Pomyślałam o Carlisle. Pewnie to on mnie trzymał.
  - Już dobrze. - Powiedziałam cicho.
  - Cóż za bezczelność! Ot tak sobie mnie zaatakowała, a ja jej nic nie zrobiłam.
  Zacisnęłam pięści i wdychałam i wypuszczałam powietrze, żeby się uspokoić. Powiesiłam ręce na szyi Carlisle.
  Spostrzegłam, że obydwoje spoglądają na Tanyę z niedowierzaniem.
  - Jak było, Esme? - Spytał mój przyszywany brat akcentując moje imię.
  - Gdy wyszedłeś... Tanya zarzucała mi, że to przeze mnie ją odrzucasz, że przeze mnie nie jesteście razem. - Chyba nie powinnam mówić o tym, że myślałam o moim zmarłym synku... Za późno, on już to wie. Odchrząknęłam i zaczęłam mówić dalej. - Potem ona rzuciła się na mnie. Chciałam się bronić, ale... Zaatakowałam. Nie mogłam inaczej. Czułam, że nie jestem sobą i chcę ją zabić... Ale chciałam się powstrzymać. Nie potrafiłam. Przepraszam.
  - I do tego jeszcze kłamie! - Zarzekała się Tanya.
  Edward posłał jej wściekłe spojrzenia, a Carlisle mnie już puścił.
  - Przepraszam. - Powiedziałam cicho, ale wiedziałam, że mnie usłyszą.


Carlisle:


  Biedna Esme. Edward leciutkim skinięciem głowy poinformował mnie o tym, że Esme mówiła prawdę. Jak Tanya mogła tak kłamać? Wydawało mi się, że jest spokojną, opanowaną i co najważniejsze prawdomówną kobieta, ale jakże się myliłem.
  Ot tak sobie wymyśliła, że moja ukochana uwiodła Edwarda. Nie dziwię się Esme, że ją zaatakowała, poza tym jest nowo narodzoną.
  Przynajmniej ona zachowała klasę i, pomimo że nie była winna całego zajścia przeprosiła wampirzycę, która miała ją od dziś znienawidzić. W jej oczach widać było to jak na dłoni. Idealne usta wykrzywiły się w grymasie zniesmaczenia, pewnie dlatego, że uwierzyliśmy Esme.
  - Chyba muszę już jechać. - Mruknęła Tanya.
  Edward zniknął na chwilę. Słychać było tylko jego wiatr. Moje wyczulone uszy podchwyciły jeszcze kroki. Po chwili Edward stał przed wampirzycą  z zapełnioną walizką.
  - Proszę. - Powiedział z uśmiechem. 
  No cóż... Pomimo tego, że dał jej do zrozumienia, że chce, żeby wyszła, a to nie było dobre, roześmiałem się.
  - Pamiętaj, że jeśli będziesz chciał spędzić choć trochę czasu z prawdziwą kobietą, to do mnie zadzwoń. - Szepnęła do Edwarda i pocałowała go w policzek. Nie zdążył odskoczyć.
  - Żegnaj, Carlisle. - Rzekła.
  Do tego spiorunowała Esme wzrokiem i wyszła. Moja ukochana spojrzała na mnie zatroskana. 
  - Nie przejmuj się. - Powiedziałem próbując ją pocieszyć, choć nie pomogło.
  - Czy... Ona mnie nie lubi. - Stwierdziła. 
  - Nie przejmuj się. Ona taka jest.
  Wtuliła głowę w moją koszulę. Czułem się cudownie. Trzymałem w ramionach przepiękną Anielicę. Edward się zaśmiał i pokręcił teatralnie głową.
  - Powiedz to na głos. - Zażądał cicho  Edward.
  Skinąłem głową.
  - Esme, chcę ci coś powiedzieć. - Oderwała się od mojego torsu i spojrzała mi w oczy.
  - Tak? - Spytała cieniutkim głosikiem.
  - Esme... Esme, ja cię kocham. - Wyznałem.


________________________________________________


Jak wam się podoba rozdział? Co o nim sądzicie? Czego spodziewacie się w kolejnych? Komentujcie! Bo to daje mi wenę! Proszę was!

4 komentarze:

  1. fajnie , jaka ta Tanya jest psychiczna,żal mi jej
    świetnie opisałaś uczucia Esme,co do Edwarda i straty synka

    już czekam na kolejny ;d


    widzę,że także lubisz Summertime Sadness co ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę dziwnie, że Carlisle powiedział to w obecności Edwarda, ale ważne że powiedział. ;) Rozdział świetny, ale Tanya sama bym przywaliła! Co za szm.ata może mówić takie bluźnierstwa, chodź sama wie, że to nieprawda! Niech gnije w piekle! W książce też mnie wkurzała. ;/ Rozdział cudowny jak zawsze i mam nadzieję, że następny będzie szybko, ponieważ nie mogę się doczekać co będzie dalej. Więc pisz, pisz i jeszcze raz pisz! Ach! Ale mnie to twoje opowiadanie wciągnęło! Nie wiem, czy nie przyjść do ciebie i wyciągnąć od ciebie co dalej! ;p Lepiej nie, bo fajnie się to czyta i są te emocje. ;* Ale się rozpisałam. xd Dobra, czekam na następny rozdział! A można wiedzieć kiedy będzie? Pozdrawiam, Esme. ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny(jak wszystkie),nie było mnie tu długo, bo byłam na wakacjach i nie miałam neta,ale i tak siedziałam jak na szpilkach, żeby już wracać i czytać dalej <3

    OdpowiedzUsuń