piątek, 28 września 2012

Ogłoszenie. :(


  Nie wiedziałam, że kiedykolwiek będę musiała to napisać, ale po prostu... Hmm.... Sama nie wiem jak to wytłumaczyć. Potrzebuję przerwy. W ogóle nie mam weny, a to mnie dobija. Mam tego dosyć. Potrzebuję przerwy, bo od tygodnia staram się coś napisać, ale wychodzą straszne bzdury.
  Sama nie mogę uwierzyć, że piszę tak beznadziejnie jak to czytam, więc proszę was o wyrozumiałość. Poza tym mam pełno nauki, a bardzo mi zależy na czerwonym pasku na koniec roku, więc muszę się starać. Oczywiście nadal będę próbowała coś napisać, ale nie wiem jak mi to wyjdzie. Zapomniałam jeszcze was powiadomić, że jestem zapisana na olimpiadę z języka polskiego. No cóż... Nie chciałam iść, ale jak już muszę, to idę.
  Strasznie was przepraszam... A i podam jeszcze więcej informacji. Prawdopodobnie znów zacznę pisać za jakiś miesiąc. Jeśli się uda to wcześniej...

piątek, 14 września 2012

Rozdział 19

Esme:

  Nie wiedziałam jak mam podziękować Carlisle za ten wspaniały prezent. Chyba denerwowało go to co chwilowe "dziękuję". To było takie niesamowite. Wokoło nas był tylko ocean... To takie romantyczne... Choć nadal nie wiedziałam dlaczego postanowił mnie tutaj zabrać. Postanowiłam nie dręczyć go tym tematem. Poza tym w takim miejscu bardzo szybko wyparował mi z głowy.
  Postanowiłam wybrać się na samotny spacer po statku. Carlisle wolał posiedzieć w kabinie. Nie wiedziałam dlaczego, ale pomimo to zrobiło mi się smutno, że nie chciał ze mną iść. Jednak wiedziałam, że muszę uszanować jego decyzję. Więc z lekko skwaszoną miną wyszłam na pokład. Czułam się cudownie przechodząc się po nim. Wszystko było takie piękne, ale nie piękniejsze niż ocean. To on opanował moje serce. Mogłabym się na niego wpatrywać godzinami, ale i tak by mi się to nie znudziło. Jestem w nim zakochana. Oczywiście to Carlisle kocham najbardziej, ale ocean jest drugi.
  Drgającą dłonią dotknęłam barierki i wychyliłam się lekko. Poczułam na swojej twarzy chłodny podmuch wiatru, który gładził moje policzki. Płyta wody lekko drgała, co przejawiało się w maleńkich falach. Co chwila widziałam ryby wyskakujące na ułamek sekundy. Miałam też to szczęście zobaczyć dwa delfiny...
  - A co taka piękna panienka robi sama na pokładzie? - Usłyszałam za sobą jakiś głos.
  Błyskawicznie odwróciłam się w jego stronę opierając o barierkę. Spostrzegłam w tym mężczyźnie tego samego, który lustrował mnie wzrokiem, przy odbieraniu naszych biletów.
  - Esme Platt, prawda? - spytał uprzejmym tonem.
  - Tak. - Odpowiedziałam, ale gdybym mogła zapewne trzęsłabym się ze strachu.
  - Kapitan Jason Molgberg. - Pocałował moją dłoń. - Jeśli pani chce chętnie oprowadzę panią po statku.
  - Miło z pana strony.
  Chętnie zwiedzę statek. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i ruszyłam kilka kroków z nadzieją, że Kapitan Jason pójdzie za mną. I tak się stało. Po chwili dorównał mi kroku i szliśmy powoli. Nie byłam świadoma gdzie mnie prowadzi, czułam, że jest źle. Że stanie się coś złego, ale tłumaczyłam sobie, że to nie może być prawda.
  Szłam za nim z myślą, że najchętniej bym uciekła. Ale dzielnie szłam na przód uśmiechając się przy tym od ucha do ucha. Chodził krętymi ścieżkami zostawiając w niektórych miejscach jakiś nędzny komentarz.
  Marny z niego przewodnik... - pomyślałam.
  Do głowy przyszło mi, że może robi to specjalnie. Że nie chce, żeby znalazła drogę ucieczki, lecz postanowiłam o tym nie myśleć. Poza tym doskonale wiedziałam, gdzie mam uciekać, gdyby jednak coś się stało.
  Po chwili Jason się zatrzymał.
  - Jesteśmy - powiedział.
  - Gdzie? - Spytałam, a uśmiech tak jakby odkleił się z mojej twarzy.
  Zrozumiałam, że nie mówił tego do mnie, lecz do jakiegoś mężczyzny, który stał za mną. Był to ten sam, który zaprowadził nas do kabiny.
  - O co chodzi? Co tutaj się dzieje? - Mówiłam odsuwając się od nich. Spostrzegłam, że jeden z nich trzyma nóż. Moje najgorsze przypuszczenia się sprawdziły.
  - Nawet nie próbuj uciekać. - Powiedział "pan kapitan" i rzucił się na mnie. Zręcznie mu uskoczyłam sprawiając, że upadł. Byłam przerażona, ale moje idealne ciało nie chciało pokazać tego napastnikom.
  Drugi podszedł do mnie. Widziałam w jego oczach, to co w oczach Charlesa. Podniecenie i pragnienie. Chwycił skrawek mojej sukienki i zdarł maleńki kawałek. Nie przejęłam się tym. Jego ataki również mnie nie przerażały. Kopnęłam jednego z nich tak mocno, że wylądował na ścianie.
  - Jestem trochę silniejsza. - Zaśmiałam się.
  - Jack, zwiewamy. - rzucił Jason wstając. - Jak komuś powiesz... - zwrócił się do mnie. - To...
  - To co? - spytałam z pewnością siebie.
  - Idziemy. - Zwrócił się do kolegi i puścili się biegiem w stronę statku.
  Zrobiłam to samo, ale biegłam w innym kierunku. Zaczęłam dziwić się samej sobie, że ich nie zabiłam, ale zrozumiałam, że wstrzymałam oddech podczas "walki".

  Wpadłam do naszej kabiny. Carlisle siedział nad książką.
  - Co się stało? - Spytał.
  - Ych - Nie wiedziałam, czy mu to powiedzieć... Zdecydowałam jednak, że powinien wiedzieć. - Pamiętasz tych dwóch mężczyzn, których spotkaliśmy gdy wchodziliśmy na statek?
  - Tak, pamiętam. - Zaśmiał się Carlisle.
  - Ych... Oni... ee... oni mnie... ee... zaatakowali.
  - Co? - Carlisle aż podskoczył w fotelu. Stanął gotowy do walki.
  Uniosłam rękę każąc mu się uspokoić. Podeszłam do niego i go pocałowałam.
  - Nic mi się nie stało. Byłam silniejsza.
  Objęłam go, a on natychmiastowo się rozluźnił. Objął mnie w talii i cmoknął w usta.
  - Już nigdy nie pójdziesz nigdzie sama.
  Teatralnie wzruszyłam oczami, po czym się zaśmiałam. Mój ukochany zrobił to samo.

Carlisle:

  Podczas nieobecności Esme starannie ukryłem pierścionek pod deską w podłodze pod łóżkiem. Nie trudno było ją wyjąć. Poczułem, że się zbliża, więc od razu chwyciłem pierwszą lepszą książkę i udawałem, że czytam.
  Nie mogłem uwierzyć w to co mi powiedziała. To było niemożliwe! Chciałem ich ukarać, ale Esme mnie przed tym powstrzymała. Mieli szczęście, że jest aż takim aniołem.
 
  Wieczorem niebo było piękne i gwieździste. Zabrałem Esme na pokład i razem oglądaliśmy gwiazdy. Dostrzegłem tych mężczyzn, którzy napadli na Esme. Pamiętałem ich dokładnie. Widziałem, że omijają nas szerokim łukiem rzucając tylko szydercze spojrzenie w naszą stronę.
  - Niech idą. - Powiedziała Esme widocznie odczytując moje zamiary, a były one takie, że chciałem się na nich rzucić i pozabijać.
  Nie mogłem uwierzyć, ze wpadło mi coś takiego do głowy. Nigdy nikogo nie zabiłem, ale teraz chciałem to zrobić. Więcej. Marzyłem o tym! Potrzepałem głową z nadzieją, że ta wściekła myśl odejdzie.
  Chyba się udało... A może to przez to, że Esme właśnie mnie pocałowała w świetle złocistego księżyca? Zamknąłem oczy... Ale od razu je otworzyłem chcąc zobaczyć jej piękne, złociste tęczówki.
  Oderwaliśmy się od siebie po czym uśmiechnęliśmy szeroko.

_______________________________

I co sądzicie? Jak wam się podoba? Według mnie jest fajny, ale chcę poznać waszą opinię! :D

sobota, 8 września 2012

Rozdział 18

Carlisle:

  Esme ciągnęła mnie właśnie do portu, gdzie do wejścia była długa kolejka. Lecz czekanie mi nie przeszkadzało. Nie wiem jak z Esme. Zapewne, gdyby mogła to by się trzęsła. Znam ją na tyle dobrze, aby to wiedzieć. Uśmiechała się do mnie, ale wiedziałem jak się czuła. Kolejka zmniejszała się w ślimaczym tempie. Za nami było coraz więcej osób. W końcu stanęliśmy przed jakimś mężczyzną.
  - Pańskie bilety...? - Spytał grubym głosem, który kojarzył się z otyłym i malutkim człowieczkiem z wąsami, ale tak naprawdę był rosły i dobrze zbudowany. Przewyższał mnie o głowę. Miał na sobie biały mundur.
  - Och, tak... - Powiedziałem raczej do siebie i wyciągnąłem z marynarki dwa skrawki papieru. Zauważyłem, że lustruje on wzrokiem moją ukochaną.
  - Czy mogę wiedzieć jak się panienka nazywa?
  Esme spojrzała na mnie wzrokiem szukającym pomocy.
  - Esme... Esme Platt. - Wydukała, ale i tak brzmiało to pięknie.
  Mężczyzna odprowadził ją wzrokiem aż do samego statku. Zauważyłem, że uśmiechał się przy tym, a potem wrócił do swojego zajęcia.
  Cieszyłem się, że w końcu odeszliśmy od niego. Po chwili jednak doszedł do nas kolejny mężczyzna.
  - Witam. Nazywam się John Glass i zaprowadzę państwo do waszej kabiny. Rozumiem, że państwo podróżują pierwszą klasą? - Spojrzał na Esme wypowiadając ostatnie słowa.
  Odchrząknąłem, chcąc odwrócić od niej jego uwagę. Zdawało się, że byłem zazdrosny. A może po prostu nie chciałem... Nie, byłem zazdrosny. Chciałem ją mieć tylko dla siebie, ale to było egoistyczne. Tak cudowna istota powinna być dla wszystkich, ale wiedziałem, że nie jest jakąś rzeźbą w muzeum, a ja ją tak bardzo kochałem. Miałem prawo być zazdrosny.
  - Tak, pierwszą klasą.Zaprowadzi nas pan do naszego pokoju.
  - Ach, tak. - W końcu spojrzał na mnie, ale i tak zdążył obdarzyć Esme uśmiechem.

  Po chwili weszliśmy do naszego pokoju. Był on taki piękny. Urządzony w dwóch kolorach. Jasny brąz i kremowy. Ściany i pościel na łóżku była w tym drugim kolorze, ale wszystkie meble, panele i ramy od obrazów w tym pierwszym. Do tego dochodził baldachim nad łóżkiem.
  Uważałem, że ona zasługuje na coś więcej. O wiele więcej. Zasługuje na tyle ile jest warta, ale ona jest bezcenna. Moja ukochana właśnie zwiedzała nasz apartament zaglądając w każdy kąt, żeby niczego nie ominąć. Dopiero teraz zauważyłem, że nad łóżkiem nie ma obrazu, ale okrągłe okno przedstawiające wszystko za nim. Jak na razie był to tłum ludzi machających do tych, którzy wsiedli na statek. Uśmiechnąłem się do nich pewny, że nikt nie zdał sobie z tego sprawy i podszedłem do Esme. Złożyłem na jej ustach namiętny pocałunek i usiadłem na wygodnej, skórzanej kanapie kolory jasno brązowego. Była strasznie wygodna. Miękka i puszysta.
  Esme usiadła obok mnie i rozglądnęła się wokoło.
  - Pięknie tu. - Stwierdziła cichutko.
  - Tak. - Zgodziłem się.
  Zacząłem bawić się kosmykiem jej cudownych,karmelowych włosów. Usłyszałem cichy śmiech, a potem położyła się na moim ramieniu.
  - Czy ja śnię? - Spytała. - Jestem tutaj. Na statku płynącym do Hiszpanii. Z tobą. Najcudowniejszym mężczyzną na świecie. W tym pięknym pokoju. Na tym wielkim statku. W tej prześlicznej sukience. Z czerwoną szminką na ustach. Nieśmiertelna i wiecznie piękna. A może ja umarłam... I jestem w niebie?
  - Och, Esme. To wszystko jest prawdziwe. Ty... Nie umarłaś. Żyjesz. Tylko jesteś taka jak ja. Sama rozumiesz. I nigdy, powtarzam, nigdy nie mów, że umarłaś. Nie zniósł bym tego.

Esme:

  Czułam, że wszystko wokół się rusza, że płyniemy. Miałam na to tylko jedno wytłumaczenie. Wystartowaliśmy. Płyniemy.
  - Kurs - Europa. - Uśmiechnął się Carlisle.
  Nadal nie wierzyłam w to co się dzieje. Wydawało mi się to takie nierealne, ale z Carlisle wszystko stawało się prawdziwe. Był najwspanialszym człowiekiem na ziemi. Byłam w nim zakochana jeszcze bardziej niż po uszy.
  - Tak. - Szepnęłam.
  - Za siedem dni będziemy na miejscu.
  - Siedem dni.
  - Yhym... - Zaśmiał się mój ukochany.
  Zauważyłam, że od naszego wejścia na statek minęło jakieś trzydzieści minut, a wyruszyliśmy jakieś pięć minut temu. Carlisle widocznie też to zauważył.
  - I po co się tak spieszyłaś? - Spytał retorycznie z szerokim uśmiechem.
  - Bo chciałam zdążyć.
   Wróciłam myślami do niedalekiej przyszłości. Wspomniało mi się, jak się pakowałam, a Carlisle się ze mnie śmiał. Jak staliśmy w kolejce. Gdybym mogła to bym się trzęsła, jakbym miała padaczkę. Cieszyłam się, że jednak tak nie było. Potem ten mężczyzna w białym mundurze.
  Właśnie przy nim się zatrzymałam. Czemu się tak we mnie wpatrywał? Potem udało mi się przyuważyć, że odprowadził mnie wzrokiem. A jego oczy! Widziałam w nich pożądanie! Właśnie z tym uczuciem wpatrywał się w moje ciało.
  A potem ten drugi. W jego oczach dostrzegłam to samo. I do tego wpatrywał się na mnie. Tak jak Charles. Jak wtedy, gdy był pijany i chciał tylko zaspokoić swoje pragnienia. Tylko teraz było kilka różnic. Miałam przy sobie Carlisle i byłam o wiele silniejsza. Mogłabym go zabić jednym ruchem.
  Nie rozumiałam czemu czułam, że kiedyś znów to się stanie... i że da mi to szczęście. To było potworne. Nienawidziłam siebie za to, że zabiłam Charlesa, mimo tego co mi zrobił. Wiedziałam, że jestem zła. Ale nie przeszkadzało mi życie wieczne i zabijanie zwierząt. Jak byłam człowiekiem, to również to robiłam... Choć nie dosłownie. Po prostu nie byłam wegetarianką.
  Wstałam i podeszłam do łóżka. usiadłam na brązowych, malutkich poduszeczkach i wpatrywałam się za okno. Wokoło widziałam tylko ocean. Był taki piękny. Teraz świeciło słońce, więc woda była idealnie niebieska. Leciutkie podmuchy wiatru sprawiały, że falowała. Jeszcze było widać z daleka ląd. W sumie to był bardzo blisko, a przynajmniej tak mi się wydawało, ale raczej skupiałam się na wodzie.
  Po chwili dostrzegłam, że Carlisle siedzi obok mnie.
  - Cudowny widok, prawda? - Powiedziałam z uśmiechem.
  - O tak. Kocham ocean, ale jeszcze piękniej to będzie wyglądało kiedy będziemy już daleko od lądu, kiedy nie będzie go widać.
  No i właśnie przez niego marzłam, aby być jeszcze dalej. Chciałam zobaczyć jak to wygląda. Spotkanie dwóch niebieskich kolorów. Nie ważne, że o innych odcieniach, ale i tak musiało to wyglądać pięknie.

____________________________

I oto kolejny rozdział. Według mnie ładny. nie najlepszy, ale ładny. Ale najbardziej zależy mi na waszych opiniach!