czwartek, 18 października 2012

Rozdział 20

Carlisle:

  Sam nie zauważyłem kiedy nadszedł ostatni dzień podróży. Zaprosiłem Esme na "kolację". Oczywiście nic nie jedliśmy, przez co wszyscy ludzie spoglądali na nas ukradkiem, ale ja i tak wszystko widziałem i powstrzymywałem się od śmiechu.
  Po pewnym czasie zacząłem nerwowo szukać pierścionka w kieszonce. Był tam! Odetchnąłem ze szczęścia. Przez co Esme spojrzała na mnie pytająco. Uśmiechnąłem się tylko tajemniczo i wstałem z krzesła. Zobaczyłem w jej oczach pytanie "Co się dzieje?" i znów się uśmiechnąłem. Odsunąłem krzesło, które mi zawadzało.
  Uklęknąłem na jedno kolano i wyciągnąłem pudełeczko z pierścionkiem. Zręcznie je otworzyłem i powiedziałem:
  - Esme Ann Platt. Pamiętam każdy spędzony z tobą dzień, każdą, nawet najmniejszą chwilę i wiem, że to są moje najpiękniejsze wspomnienia. Pamiętam cię wtedy w szpitalu, gdy miałaś złamaną nogę i pamiętam jak leżałaś w szpitalu, gdy byłaś w ciąży - na jej twarzy pojawiła się grymas bólu, ale ja kontynuowałem - pamiętam ten moment kiedy zobaczyłem cię w kostnicy... Kiedy byłaś za skraju życia.... Prawie nie żyłaś. Kiedy byłaś na mnie wściekła. Tak bardzo mnie to bolało. Pamiętam każdy kolejny dzień. Wszystkie wspólne chwile. Bo... Jak mógłbym to zapomnieć! Gdyby to się zdarzyło znaczyłoby to, że nie pamiętam o tobie, ale to nie prawda! Pamiętam o tobie cały czas! Cały czas o tobie myślę! I... Cóż mogę powiedzieć. Kocham cię! Jesteś moim najcudowniejszym aniołem! Jesteś najpiękniejszą z gwiazd na niebie. Jesteś dla mnie ważniejsza niż słońce, niż księżyc. Esme... Czy zostaniesz moją żoną?
  Słowa same płynęły z moich ust, a ja tylko dbałem o to, żeby mówić, a nie tylko otwierać usta. Spojrzałem w jej oczy i dostrzegłem w nich radość, co sprawiło, że sam się rozpromieniłem.
  Gdyby moje serce nadal biło, to teraz pewnie wyleciałoby z mojej piersi, a ja trząsłbym się jak galareta. Jednak są plusy bycia wampirem.

Esme:

  Byłam pod wrażeniem. Nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę się stało. Carlisle... poprosił... mnie... o... rękę... Zauważyłam, że przez dłuższą chwilę nic nie mówię, ale ja wiedziałam co odpowiem. Muszę tylko powiedzieć to słowo. Ten jeden wyraz... Ale nie potrafiłam niczego z siebie wykrztusić. A myślałam, że wampiry nie mają czegoś takiego. Niestety się myliłam.
  Kolejna próba. Otworzyłam usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Moje oczy były już suche, ale ja nadal nie mogłam odpowiedzieć.
  - Tak. - Szepnęłam pewna, że usłyszy. Wiedziałam, że tak będzie. Uśmiechnęłam się. Wstałam i rzuciłam mu się w ramiona.
  - Kocham cię. - Udało mi się w końcu wydobyć z siebie głos.
  - Ja ciebie też. - Usłyszałam.
  Carlisle pocałował mnie namiętnie w usta, a ja pogrążyłam się we wspomnieniach z tego cudownego dnia.
  Nawet nie spostrzegłam, kiedy znalazłam się w naszym pokoju. Carlisle wpatrywał się we mnie, a ja znów nie mogłam wykrztusić z siebie ani słowa. To było takie denerwujące, ale teraz targało mną podniecenie.
  Nawet w najpiękniejszych snach nie było czegoś takiego jak oświadczyny. Myślałam, że jako wampiry nie dotyczy nas wesele. Czułam, że ominie mnie coś pięknego. Tak marzyłam o wspaniałym ślubie! I okazało się, że nawet my możemy brać ślub. Teraz tak bardzo mnie dziwią te moje wcześniejsze rozmyślania.
  Czuję tak jakby to było normalne... A przecież wampirów nigdy nie łączyły więzi małżeńskie. Więcej. Niewiele nawet miało swojego partnera! A ja mam przy sobie takiego anioła.
 
  Resztę dnia spędziliśmy rozmawiając. Planując ślub. Już w nocy mieliśmy dopłynąć do lądu.

  Wreszcie stanęliśmy na ziemi. Pożegnaliśmy piękny ocean i poszliśmy zarezerwować hotel. Weszliśmy do budynku, gdzie powitała nas zaspana kobieta. Jednak nadal się uśmiechała, choć oczy kleiły się jej.
  - Dzień dobry, coś dla państwa? - Powiedziała, po czym głośno ziewnęła. Zawstydziła się i powiedziała - Przepraszam.
  Przez cały czas nie spuszczała wzroku z mojego narzeczonego.
  - Małżeństwo? - Zapytała w końcu.
  - Nie. Jak na razie. - Zaśmiałam się.
  - Chcielibyśmy zarezerwować pokój.
  - Ach, tak. Na jak długo?
  - Tydzień. - Odpowiedział Carlisle.
  - Już daję klucz.
  - Apartament. - Dodał.
  Kobieta, która z triumfalnym uśmiechem podawała już nam klucz, musiała znów go schować i wygrzebać inny. Trochę mnie to śmieszyło, ale nie chciałam jej obrażać. Wydawała się być naprawdę miła, tylko po prostu jest już bardzo zmęczona.
  - Proszę.
  - Dziękuję.
  - To będzie kosztowało... - Mruczała i zaczęła coś liczyć. - tysiąc pięćset dolarów. - Dokończyła w końcu.
  Carlisle od razu wyciągnął pieniądze i wręczył je kobiecie.
  Po chwili kierowaliśmy się już do naszego pokoju.

___________________________________
Witam was po przerwie. Jak wam się podoba rozdział? Oczywiści pojawiłby się wcześniej, gdyby nie małe kłopoty z internetem. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Przepraszam wszystkich, którzy byli na mnie źli z powodu zawieszenia bloga. Mam nadzieję, że jakoś mi to wybaczycie, a teraz zapraszam do komentowania.