sobota, 14 lipca 2012

Rozdział 11

Esme:


  Wydawało mi się, że śnię, że... sen to było dla mnie nawet za dużo. Myślałam, że umarłam i, że trafiłam do raju... A może trafiłam do piekła? I teraz nękają mnie wizjami Carlisle wyznającego mi miłość? Sama nie wierzyłam w to co dzieje. Przetarłam z niedowierzaniem oczy, ale wszystko było jak wcześniej.
  Miałam jeszcze jedną opcję. Moja wyobraźnia mogła popłatać mi figle, ale czy to było w ogóle możliwe? Wolałam to sprawdzić, ale jak? Gdybym zapytała go "co?" to co by sobie o mnie pomyślał? Jednak wolałam za wszelką cenę dowiedzieć się, czy to nie był wymysł mojej wyobraźni.
  Otworzyłam usta, ale zanim zaczęłam mówić spojrzałam na Edwarda. Energicznie pokręcił głową, więc.. Cóż. Carlisle naprawdę powiedział, że mnie kocha. Jak bardzo chciałam odpowiedzieć mu "ja ciebie też kocham", ale nie wiedziałam na co stać teraz mój głos.
  Odchrząknęłam i spojrzałam mojemu ukochanemu w oczy. Postanowiłam się w końcu odważyć. Nie byłam pewna co czuję. Wstrząsną mną ogromny dreszcz, ale go zignorowałam. W końcu musiałam coś powiedzieć. Wzięłam głęboki oddech marząc, żeby głos mi nie zadrżał.
  - Ja... Ja również cię kocham! - Pomimo chwili wahania wyszło mi całkiem nieźle. Rzuciłam się mu w ramiona i poczułam, że moje oczy robią się suche. To uczucie nie należało do przyjemnych, ale dla mnie najważniejsze było to, że stałam teraz w objęciach ze swoim ukochanym. Czy to na pewno była prawda? Czy Charles mnie może zabił, lub jestem nieprzytomna i widzę takie rzeczy? Nie. To musiała być rzeczywistość. Carlisle przeniósł ciężar ciała z jednej nogi na drugą, co błędnie zinterpretowałam i przycisnęłam go do siebie mocniej. Słyszałam jego cichy śmiech. Zacisnęłam oczy z nadzieją, że już nigdy mnie nie puści, ale właśnie w tej sekundzie odsunął się ode mnie.
  Nie byłam pewna co robi, ale tłumaczyłam sobie, że wieczność bez ruchu nie jest najlepszym rozwiązaniem. Myślałam, że Carlisle ma zamiar wrócić do codziennych czynności, ale tak nie było. Spojrzał mi głęboko w oczy. W jego samych widziałam szczęście. Uśmiechał się do mnie promiennie, aż w końcu zaczął się zbliżać.
  Jego usta były coraz bliżej moich i nareszcie się spotkały. Pocałował mnie czule. Wplotłam palce w jego włosy nie chcąc, żeby ta chwila się kończyła. Carlisle objął mnie w talii i przyciągnął do siebie. Przywarłam do jego muskularnego ciała. Wydawało mi się to takie nadzwyczajne. Jakbym zamknęła słońce w mojej pięści. Ukochany pogładził mnie po policzku. Spostrzegłam, że Edward wyszedł. Pewnie nie chciał się przyglądać tej scenie. Nie wiem co nim kierowało, ale mnie to nie obchodziło. Ważniejsze było dla mnie to co czuł jego ojciec.
  Carlisle oderwał się ode mnie. Poczułam się, jakby wyrwał mnie z najpiękniejszego snu w moim życiu w najciekawszym jego momencie. Przytuliłam go jak dziecko, które rozpaczliwie próbuje zasnąć, żeby sen powrócił.
  - Esme... - szepnął mi do ucha.
  - Tak? - spytałam równie cicho jak on.
  - Jest siódma trzydzieści, a do pracy mam na ósmą.
  Błyskawicznie znalazłam się na kanapie. Straciłam rachubę czasu. Dopiero teraz zostałam uświadomiona o tak ważnej rzeczy, choć w sumie... Dla mnie nie była nic warta. Czas mógł się zatrzymać, lub przyspieszyć. Obym tylko miała Carlisle.
  - Przepraszam. - Powiedziałam.
  - Za co? - Spytał zdezorientowany.
  - Masz pracę i obowiązki. Nie powinnam była cię zatrzymywać. - Usiadł obok mnie.
  - Mam jeszcze trzydzieści minut. Chciałem cię tylko uświadomić. Nie wiedziałem, że tak to odbierzesz. To ja powinienem cię przeprosić. A więc przepraszam.
  - Ależ nie masz za co. - Odpowiedziałam pewna swoich słów.
  - To ty nie masz za co. - Dodał z uśmiechem, po czym spojrzał na zegarek. - Chyba czas na mnie.
  Pocałowałam go namiętnie na pożegnanie, po czym założył płaszcz i wyszedł.


Carlisle:

  W końcu odważyłem się powiedzieć Esme co do niej czuję. Do tego jeszcze ona czuje to samo. Ach, czy mógłbym być szczęśliwszym człowiekiem? Czy w ogóle istnieje ktoś szczęśliwszy? Przechodziłem się powoli po ulicach tego wspaniałego miasteczka. Zawsze widziałem je tylko jako zachmurzone, a teraz dostrzegłem niewidoczne słońce, które sprawiało, że byłem szczęśliwszy.
  Na co dzień poważny doktor Cullen przeskakujący przez kałużę. Ludzie patrzyli na mnie, jakbym zwariował, ale nie obchodziło mnie to. W końcu stanąłem przed szpitalem. Wszedłem do środka i ściągnąłem płaszcz.
  - Witajcie... - Zwróciłem się do pielęgniarek, które stały opierając się o ścianę i wykorzystywały chwilę wolnego czasu na rozmowę.
  Gdy się do nich zwróciłem zarumieniły się, a ja uśmiechnąłem się promiennie.
  - Dzień dobry. - Odpowiedziały chórem.
  Następną osobą, którą spotkałem był mój drogi przyjaciel doktor Nelson.
  - Witaj, Nelsonie. - Skłoniłem się w jego stronę z uśmiechem.
  - Witaj. - Odpowiedział niski mężczyzna z kilkudniowym, siwym zarostem. Na jego głowie przedzierała się już łysina. Do tego jego wzrost równy metr pięćdziesiąt dziewięć i otyłość.
  Wszedłem do swojego gabinetu i uśmiechu z twarzy nie ściągnęły mi nawet trzy stery papierów do uzupełnienia. Z uśmiechem zabrałem się do pracy.

  Po kilku godzinach dzień roboczy dobiegł końca. Mogłem wyjść i wrócić do domu... Do Esme. Wracałem tak samo jak rano. Znów nie udało mi się uniknąć zdziwionych spojrzeń. Teraz moje życie nabrało sensu. Zawsze miałem Edwarda... I tylko Edwarda. Przecież on miał swoje życie. Wracanie do niego, było jak... Wracanie do syna, którego matka ni żyje. W sumie byłem blisko. Tylko Edward nie do końca był moim synem, ale teraz wracałem do jednej rodziny. Znalazłem kogoś dla siebie, ale... Jak na razie jest tylko siostrą Edwarda.
  To się będzie musiało zmienić. Zbyt bardzo ją kocham, by żyć z nią jak z córką. Ja ją po prostu kocham i nie potrafię inaczej.
  Wszedłem do domu z wielkim uśmiechem na twarzy. Spojrzałem na mojego syna i jego siostrę... Chyba powinniśmy to zmienić, ale... Nie wiem. Jak na razie nie chcę się zadręczać takimi problemami. Chcę się cieszyć każdą chwilą z moją ukochaną.
  Podszedłem do Esme i złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek. Spostrzegłem, że własnie czytała.
  - Co czytasz? - Spytałem.
  - Dama Kameliowa. - Odpowiedziała.
  Usiadłem obok niej i objąłem ją ramieniem. Nie odrywała wzroku od lektury, ale w końcu zaśmiała się cicho i spojrzała na mnie.
  - Jak było w pracy?
  - Hm... Nie było prawie żadnych nowych pacjentów. Tylko dziewczynka z wysoką gorączką i chłopak ze złamaną nogą. - Poinformowałem ją.
  Usłyszałem jak ktoś zbiega po schodach. Edward pędził z prędkością światła. Nie byłem pewny co robi. Obok kanapy jakaś kartka nie opadła jeszcze na ziemię. Złapałem ją w locie i przeczytałem.

Edwardzie!
Może i nie czujesz do mnie tego, co ja do ciebie, ale potrzebuję cię. Nie mogę bez ciebie żyć.  Przyjadę do ciebie. Chcę się spotkać i porozmawiać. 
Proszę, nie odrzucaj mnie!

  Na początku nie do końca wiedziałem, kto mógł napisać coś takiego, ale nie minęła nawet jedna stutysięczna sekundy, kiedy zrozumiałem, że była to Tanya. Miała bardzo ładny charakter pisma, ale nie czas teraz na takie przemyślenia. Wyparowałem z mieszkania biegnąc za moim synem. Esme zrobiła to samo. 
  Wiedziałem, że nie mam najmniejszych szans go dogonić. Edward jest szybszy i wystartował wcześniej.
  Zatrzymaj się, proszę. Pomyślałem.
  Po jakichś pięciu minutach go dogoniłem.
  - Po co?! - Warknął.
  - Dlaczego uciekłeś? - Spytałem.
  - Nie chcę się z nią spotkać. Mam tego dość! Ona nie rozumie?! Nie kocham jej! Nie chcę jej! Nie wrócę do was, bo wiem, że dopóty, dopóki tam jestem ona będzie mnie nachodzić, będzie dzwonić! Nie chcę czegoś takiego! Nie jestem człowiekiem! Moi rodzice nie żyją! Nic mnie tu nie trzyma! - Wrzeszczał.
  Jego słowa zabolały. Nie byłem dla niego ojcem...

______________________

Jak wam się rozdział podoba? Czego się spodziewacie dalej? Komentujcie!

P.S. Kolejny rozdział będzie dodany za ok. 2 tygodnie, bo wyjeżdżam na kolonię. Nie zapomnijcie o moim blogu!

5 komentarzy:

  1. Fajne, kocham Zmierzch.
    Pozdrawiam
    http://mysli-mego-serca.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny pomysł na opowiadanie ;) Masz talent, dodaje do obserwowanych ;)
    Czekam na ciąg dalszy i zapraszam do mnie ^^ http://modelinkaa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny jak zawsze! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Jakie to było smutne, gdy Edward uciekł. ;(

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny.
    Zapraszam do mnie:
    http://moj-vampir-i-ja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. wspaniały

    czekam z niecierpliwością na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń