Esme:
Szłam mroczną uliczką jakiegoś nieznanego miasta. Było pochmurnie i padało. Miałam na sobie tylko koszulkę szpitalną, w której położyłam się spać. Chodziłam w kółko, ale nie wiedziałam gdzie mam dojść. Zgubiłam się. Po chwili usłyszałam za sobą miodowy głos. Znałam go, ale nie byłam pewna skąd. Do głowy przychodziły mi różne opcje, które trudno było rozważać, bo głos się zbliżał.
- Zgubiłaś się? - spytał z troską. Już widziałam kto to. Carlisle.
Odwróciłam się do niego i zobaczyłam na jego twarzy czerwony płyn, który spływał mu po pełnych wargach i skapywał na ziemię. Otworzyłam usta zdziwiona, a zarazem przestraszona. Odsunęłam się krok w tył. Zamknęłam na chwilę oczy, ale jego już nie było.
Odwróciłam się na pięcie i znów go zauważyłam, ale tym razem nie był sam. Na rękach trzymał młodą dziewczynę. Jego białe jak śnieg kły wydłużyły się i wyostrzyły. Usta mimowolnie wykrzywiły się w grymas bólu. Nie minęła sekunda, a wbił je w pulsującą tętnice na jej szyi.
Odwróciłam się gotowa do ucieczki, lecz zastąpił mi drogę i uśmiechnął się łapiąc mnie za ramiona. Namierzył wzrokiem idealne miejsce na ugryzienie. Odchylił głowę. Zamknęłam oczy, a on uderzył.
Usiadłam na łóżku prosta jak struna oddychając głośno i podtrzymując o łóżko. Było ciemno, ale światło nagle się zaświeciło. Do pokoju wbiegł doktor Cullen.
- To tylko sen, to tylko sen. - Szeptałam sama do siebie.
Carlisle objął mnie ramieniem i próbował uspokoić. Na jego widok było mi lepiej, choć tam, we śnie uciekałam właśnie przed nim.
- Już dobrze. - szepnął tonem opiekuna.
- Tak. - Odpowiedziałam cichutko i ułożyłam się a łóżku próbując się uśmiechnąć. - Przepraszam. Pewnie zbudziłam połowę szpitala.
- Nie, nie. Wszyscy śpią. - Uspokoił mnie.
Po chwili zasnęłam z powrotem.
Obudziłam się rano. Było już dość późno. Po akcji w nocy uzmysłowiłam sobie, że nie mogę tam zostać, bo mogę naprawdę zdenerwować chorych ludzi. Poza tym i tak miałam już dziś wyjść. Byłam szczęśliwa. Charles prawdopodobnie już wrócił. Przynajmniej powinno tak być. No cóż. Musiałam zacząć się pakować. To dopiero drugi miesiąc. Pomyślałam głaskając brzuch.
Chciałam się spakować, ale pomyślałam, że przecież nic przy sobie nie mam oprócz ciuchów, w których się tutaj znalazłam. Usiadłam na łóżku czekając na wypis.
Po chwili przyszedł jakiś lekarz. Z tabliczki, którą miał doczepioną do fartucha odczytałam nazwisko "Dunberry". Nie znałam go, ale to właśnie on wręczył mi wypis.
Przebrałam się w niebieską sukienkę i spostrzegłam, że jest troszeczkę za ciasna. Wzięłam głęboki oddech i wyszłam ze szpitala. Po nocnym koszmarze nie chciałam mieć już do czynienia z Carlislem. Gdy mnie uspokajał nie bałam się go, ale teraz wiem, że mogłabym wybuchnąć głośnym krzykiem. Wyszłam pospiesznie z budynku.
Po kilku minutach znalazłam się we własnym mieszkaniu i ku mojemu zdziwieniu nie zastałam tam nikogo.
- Charles? - spytałam cichutko, ale nikt nie odpowiedział. Postanowiłam się przebrać w coś luźniejszego. Już nie mogłam wytrzymać tego ucisku. Podeszłam do szafy i wygrzebałam przewiewną, białą sukienkę sięgającą kolan. Była na ramiączkach, co dodawało jej uroku.
Przeszłam się z gracją po pokoju, aby poczuć się lepiej i zapomnieć o koszmarze. Była piętnasta, a mojego męża nie było. Dziwiło mnie to. Miałam jeszcze dużo czasu do przygotowania kolacji, więc postanowiłam zanurzyć się w książce.
Chwyciłam pierwszą lepszą z brzegu. "Wichrowe Wzgórza". Rozpoczęłam czytanie i zagłębiałam się w przeżyciach bohaterów.
Czas mijał nieubłaganie. W końcu odłożyłam książkę i spojrzałam na zegar. Była osiemnasta czternaście, a Charlesa nie było. Nie miałam pojęcia, gdzie go szukać, więc tylko się zamartwiałam.
W końcu usłyszałam dźwięk uchylanych drzwi. Mój mąż cichutko wszedł do mieszkania i podszedł do mnie.
- Witaj, kochanie. - Pocałował mnie w policzek i wręczył bukiet z czerwonych róż. Moje usta otworzyły się szeroko, ale szybko zamknęłam je dłonią. Byłam taka zaskoczona. Nigdy wcześniej nie dostałam od niego kwiatów, a nawet nigdy się do mnie nie zwrócił "kochanie".
Pomyślałam, że naprawdę mnie kocha, choć głęboko nurtowało mnie pytanie co nim kieruje.
- Gdzie jest...- zaczął agresywnym tonem wchodząc do kuchni, ale się opanował i dokończył opiekuńczo. - Dzisiaj ja zrobię kolację. - Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Postanowiłam się uspokoić, choć było to trudne.
Po jakimś czasie Charles podał do stołu kolację. Może znalazł sobie kogoś i chce mnie otruć? Nie. Uniosłam łyżkę do ust i spróbowałam potrawy. Przesolona zupa wcale mi nie smakowała, ale zjadłam ją, żeby zrobić mu przyjemność.
- Charles... - zaczęłam. - Bo chciałam ci coś powiedzieć. - Mówiłam niepewnie, choć starałam się, aby mój głos był jak najbardziej naturalny.
- Tak?
- Będziemy mieli dziecko.
Zadławił się zupą, ale po chwili zobaczyłam na jego twarzy uśmiech. Nie do końca wierzyłam w tą jego przemianę.
- Jestem w drugim miesiącu. - dodałam cichutko. Byłam taka szczęśliwa, ale nie potrafiłam tego okazać.
Skończyłam jeść potrawę i wzięłam miskę od męża. Zabrałam ją do kuchni, ale znów postanowił mnie wyręczyć. Gdy skończył wyszedł z domu mówiąc, że wróci za godzinę.
Miałam godzinę dla siebie, więc postanowiłam spotkać się z Nancy. Wyszłam na ulicę i podążałam powoli ku jej mieszkaniu. Było ulicę dalej. Po chwili stanęłam przed budynkiem i podeszłam do drzwi, w których było małe okienko.
Spojrzałam w nie i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przetarłam je kilka razy, ale ten okropny obraz nie znikał. Z oka potoczyła mi się samotna łza, z której wzięły przykład inne.
Charles całował się z Nancy.
________________________________________
I jak wam się podoba? Komentujcie, proszę.
Co za cham z Charleasa! Jak mógł to zrobić Esme?! Rozdział świetny i czekam na NN!
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, ro nie przepadam za "Zmierzcho-podobnymi" klimatami, ale podoba mi się, jak piszesz ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie i liczę na mały rewanżyk :D
http://odbiciewblekitnychoczach.blogspot.com/
jaka szmata z tej nancy , a ten charles szkoda gadać. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuń