niedziela, 20 maja 2012

Prolog

Esme:


  Wybiegając ze szpitala myślałam tylko o moim dziecku, które zbyt wcześnie zakończyło swoją służbę na ziemi. Miałam na sobie koszulę, którą dostałam tuż przed porodem. Była teraz cała potargana, a wzorek w kratkę starty, ale było tak już chyba od początku. Moje zazwyczaj pięknie ułożone, brązowe włosy były potargane i powiewały w piękny sposób.
  Co chwila czułam jak bezlitosne gałęzie pozostawiają ślady na moich nogach, a bose stopy często wpadały w coś nieprzyjemnego, lub kującego.
  Z oczu wylewał się słony płyn, zwany łzami. Moja twarz była od nich cała mokra, ale nie zwróciłam na to uwagi. Nie mogłam nawet zobaczyć mojego dziecka, a ono już zmarło. Dlaczego akurat ja? Dlaczego moje malutkie kochanie? Dlaczego mój sens życia?
  Nagle potknęłam się i niezdarnie upadłam na mokrą podłogę. Dopiero teraz spostrzegłam, że pada i jest burza. Wszystko dla mnie straciło sens, a wokoło było ciemno, ale to była sprawka pogody. Nagle ostry piorun uderzył tak głośno i mocno, że aż zapiszczałam ze strachu. Próbowałam się podnieść. Nie obchodziło mnie to, że cała jestem z błota. Czułam się być zła. Czułam, że to moja wina. To przeze mnie ono nie żyje. A miał mieć takie piękne imię. Robert. Marzyłam, aby nosił takie imię.
  Mojego męża zapewne nie obchodziło to, gdzie teraz jestem i co się ze mną dzieje. Nareszcie stałam na własnych nogach i biegłam dalej. W oddali usłyszałam szum morza. Już blisko. Na tę myśl przyspieszyłam i dotarcie na miejsce zajęło mi tylko kilka minut.
  Zatrzymałam się widząc koniec drogi. Oddychałam mocniej, ciężej. Powoli tam podeszłam. Ostatni, chwiejny krok postawiłam na wielkim płaskim kamieniu. Czułam jego chłód i każdą wypukłość. Moja sukienka idealnie powiewała razem z wiatrem. Włosy robiły to samo. Mimo tego, że twarz była cała zabłocona wyglądało to zapewne pięknie. Jak scena z jakiegoś filmu.
  W moich oczach malował się strach oraz poczucie winy. Nie byłam pewna, czy to zrobić, ale wiedziałam, że teraz moje życie nie ma sensu, więc po co mi ono? Śmierć jest najlepszym rozwiązaniem. Wygodna, ale i samolubna... choć nie w moim przypadku. Lucy na pewno to zrozumie, a Charles nie będzie się tym przejmował. Znajdzie sobie kogoś innego, a i mi będzie bez niego lżej. Spotkam się z moim maleńkim kochaniem.
  Wzięłam ostatni głęboki wdech i upadłam w wielką głębię. Wokoło słyszałam tylko szum fal uderzających o skały. Wiedziałam, że chcę, aby to był mój ostatni dźwięk, który usłyszę. Zamknęłam oczy i starałam wydobyć z siebie ostatni uśmiech, ale zamienił się on w falę rozpaczy. Pochłonęły mnie łzy, które spadały do morza. To były moje ostatnie sekundy życia.
  Wiatr rozwiewał moje włosy i nagle poczułam mnóstwo igieł znajdujących się na moim ciele...

4 komentarze:

  1. ładne na serio . Ale nie podoba mi się że ze zmierzchu ściągnęłaś. Świetnie piszesz szkoda że się na tym wzorujesz. PW jest zajebiste ale zmierzch dla dzieci. Postaraj się sama coś stworzyć ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę.. brak mi słów. Fajny pomysł, fajnie opisane, spójnie, czytelnie i zrozumiale. No no :D Brawo :)

    http://do-u-love-me-show-me-that.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny pomysł..na prawde.łał..bravo

    Zapraszam do mnie:
    http://music--is-my-life.blogspot.com/

    liczę na rewanż

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne. Cieszę się, że ktoś też pisze bloga o miłości Esme i Carlisle. Zapraszam do mnie: esme-carlisle-cullen-my-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń