Esme:
Mijały tygodnie. Charles znów wyjechał, więc miałam spokój. Spokojnie sprzątałam dom, aż w końcu poczułam mdłości. Zwinęłam się i zanim zdążyłam dobiec do łazienki - zwymiotowałam na podłogę. Poczułam się niedobrze i usiadłam na fotelu zwijając się w kłębek.
Musiałam posprzątać to co nabałaganiłam, więc szybko to starłam, by nie przyprawiło mnie o kolejne wymioty. Było to trudne, ale mi się udało. Byłam z siebie dumna, ale to nie był czas na uśmiech od ucha do ucha. Usiadłam na fotelu zwinięta w kłębek i schowałam głowę między nogami. Nie pomagało. Chyba lepiej jeśli poczytam. Nachyliłam się do przodu, aby dostać książkę, ale kosztowało mnie to bardzo dużo wysiłku. W końcu jednak się udało i cichutko i dokładnie śledziłam wzrokiem każde zdanie "Romea i Julii".
Kochałam tę książkę. Często do niej wracałam w wolnym czasie, choć miałam go tak niedużo. Tak, wiem. Bezrobotna kobieta, która nawet nie ma dzieci, ale ja miałam dużo pracy. Sprzątałam kilka razy dziennie. Lubiłam to, ale byłam już wyczerpana. Zawsze gdy skończyłam mój mąż wszystko wywracał do góry nogami. Najczęściej był pijany.
Z rozmyślań wybudził mnie dzwonek do drzwi. Zupełnie zapomniałam o książce i spostrzegłam ją leżącą obok fotela otwartą w połowie. Wstałam powoli i ociężale i powlokłam się do drzwi. Stała przede mną Nancy. Musiałam wyglądać naprawdę żałośnie, bo wytrzeszczyła oczy w sposób, chyba niemożliwy, dla ludzi.
- Esme co się z tobą stało!? - przyjaciółka wpadła do mieszkania podtrzymując mnie i kładąc na fotelu, na którym przed chwilą siedziałam.
- Nic mi nie jest. Czuje się tak od rana. - Powiedziałam próbując nabrać najbardziej naturalny ton głosu, ale nie zwracała na to uwagi. Podbiegła do telefonu, a jej zielona sukienka sięgająca do kolan przewiewała pięknie przez cały pokój. Dotarła w końcu do telefonu i zręcznie wykręciła numer. Odczekała chwilę i zaczęła mówić.
- Doktor Cullen? - Kto to taki? Nigdy nie słyszałam o takim pracowniku naszego szpitala. - Chodzi o moją przyjaciółkę, Esme. Mógłby pan przyjechać... - Nie słuchałam dalej zajęta rozmyślaniami, skąd kojarzę to nazwisko.
Nancy podbiegła do mnie i zaczęła potrząsać moimi ramionami. Nie wiedziałam jak długo jestem nieprzytomna, ale do myślenia dał mi widok młodego mężczyzny o blond włosach stojącym nade mną.
- Esme... - szepnął.
- Pan Carlisle? - spytałam zaskoczona. Minęło tyle lat, a on nie postarzał się nawet o jeden dzień. Pamiętałam go z czasów, gdy byłam jeszcze młoda. Złamałam nogę w pewnych okolicznościach, lecz moja pamięć wymazała już to wspomnienie. Zapamiętałam tylko twarz doktora.
Nagle poczułam się słabo. Zaczęłam widzieć podwójnie i potrójnie, a głosy były zniekształcone. Po chwili wszystko się unormowało.
- Będę musiał zabrać ją do szpitala. - Zwrócił się do Nancy. Wyglądała na podekscytowaną.
- Mogę jechać z wami...? Dotrzymam jej towarzystwa. - Wycedziła. Nie chodziło jej o mnie tylko o spędzanie czasu z Carlisle'm. Zaśmiał się tylko w odpowiedzi i wziął mnie na ręce.
Nie pamiętam jak znalazłam się na miejscu, ale stało się to szybko. Prawdopodobnie zemdlałam, albo znów pochłonęły mnie rozmyślania, choć tego nie pamiętałam.
Carlisle położył mnie na łóżku i przyjrzał się dokładnie. Po chwili wyciągnął jakaś maszynę, a potem zrobił dziwną minę. Nie potrafiłam jej opisać. Spojrzał na mnie dokładnie i spytał:
- Esme, kiedy ostatnio miałaś miesiączkę? - Patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Zastanowiłam się chwilę. Nie miałam czasu myśleć o takich rzeczach. Charles krzywdził mnie na tyle, że takie sprawy spadały na sam dół listy. Analizując dogłębniej jego słowa spostrzegłam o co może mu chodzić. Musiałam jakoś odpowiedzieć, więc szybciutko obliczyłam ile tygodni spóźnił mi się okres i odpowiedziałam:
- Chyba... Jakieś trzy tygodnie.
- To będzie jakiś... szósty tydzień. - Odpowiedział tonem, który miał mówić: "Gratulacje!".
Byłam taka szczęśliwa. Tak bardzo marzyłam o dziecku, że aż... Zaparło mi dech w piersiach. Zemdlałam. Nie miałam pojęcia co się ze mną działo, ale gdy się obudziłam leżałam na łóżku szpitalnym w białej koszuli o zapachu jodyny.
Na korytarzu Nancy rozmawiała z doktorem Cullenem. Była czerwona jak burak i poprawiała dłonią włosy. Do tego uśmiechała się od ucha do ucha. Zakochała się w tym mężczyźnie, a mnie nadal gryzło jakim cudem wygląda nadal tak młodo. Już od dawna jego skórę miały pokryć zmarszczki, a włosy okryć się szarością, ale było mu do tego jeszcze daleko. Machnęłam ręką i pomyślałam, że taki ma po prostu organizm.
Po chwili spostrzegł, że się już obudziłam i wszedł do pomieszczenia. Na jego widok moje usta wykrzywiły się w coś, co miało przypominać uśmiech, ale przy jego urodzie to wyglądało jak skrzywienie się z bólu. Próbowałam się podnieść, ale mężczyzna o twarzy anioła mnie powstrzymał.
- Powinnaś dużo leżeć. - Powiedział z uśmiechem. Jak miałam dużo leżeć, skoro Charles wróci za tydzień? Pewnie znów będzie pijany i nie obędzie się bez awantury.
Na tę myśl się skrzywiłam.
- Czy powiedziałem coś nie tak? - spytał lekko zakłopotany.
- Nie. - Próbowałam go pocieszyć szerokim uśmiechem. Najwidoczniej mi się udało, bo również wyszczerzył swoje bieluteńkie ząbki.
Dopiero teraz spostrzegłam moją przyjaciółkę, która stała za szybą i uważnie przyglądała się każdemu ruchowi doktora Cullena.
Po minie spostrzegłam, że jest zazdrosna. Musiałam coś na to poradzić.
- Nic mi nie jest, ale Nancy zamartwia się niepotrzebnie. - Kłamałam. Dobrze wiedziałam, że jest tu jeszcze dlatego, bo ma nadzieję na rozmowę z doktorem Carlislem. - Nie chcę, żeby spędzała swój cenny czas na to, żeby wypatrywać jak się czuję.
Miałam nadzieję, że się nie zorientuje w moim kłamstwie i jednak chwilę porozmawia z Nancy.
- Dobrze, Esme - Moje imię wypłynęło z jego ust w postaci aksamitnego głosu. Musiałam panować nad emocjami, aby nie westchnąć. Po raz pierwszy moje nic nieznaczące imię nabrało takiego piękna - powiem jej, że nie musi się martwić.
Mężczyzna z gracją wstał i wyszedł z pomieszczenia. Podszedł do mojej przyjaciółki i mówił coś. Używał gestykulacji rąk, która musiała się przepięknie komponować ze słowami. Zmieszana Nancy odwróciła się w moją stronę. Skinęłam głową, a ręką dałam jej znak, żeby rozmawiała z nim dalej.
Kobieta zaczerwieniła się i uśmiechała zawstydzona. W końcu z gracją zmierzyła w stronę drzwi. Zdecydowanym krokiem przekroczyła próg. Zawsze jej tego zazdrościłam. Oprócz oczu oczywiście.
Położyłam się wygodnie na szpitalnym łóżku i znów wróciła do mnie ta myśl. Dlaczego Carlisle wygląda tak młodo. Nurtowało mnie to, więc postanowiłam go spytać przy najbliższej okazji. Udało mi się, ponieważ właśnie wszedł do sali.
- Carlisle. - Zawołałam lekko zmieszana i zawstydzona. Poczułam ucisk w brzuchu. Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam walnąć prosto z mostu. - Mam pytanie.
- Tak? - powiedział podchodząc do mojego łóżka.
- Wiem, że to może zabrzmieć dziwnie, ale nurtuje mnie t pytanie.
- Zatem pytaj.
- No bo...- Nie wiedziałam jak zacząć. - Dlaczego... Dlaczego... Czemu wyglądasz tak młodo? Nie, żebym chciała, abyś miał zmarszczki, czy co... Ale od naszego spotkania nie postarzałeś się ani o dzień. Nie wiem czemu... - Paplałam i paplałam, a mężczyzna tłumił swój śmiech.
- Wiedziałem, że wkrótce zapytasz. - Zaśmiał się. - Mam po prostu taki organizm i tyle. Sam nie wiem czemu, ale zdążyłem się już do tego przyzwyczaić. - Mówił tak przekonująco, że nawet gdyby kłamał bym mu uwierzyła. - Zostawię cię już samą. Powinnaś się wyspać. - Stwierdził patrząc na zegarek.
W sumie, to miał rację. Gdy tylko wyszedł ułożyłam się wygodnie na łóżku i zasnęłam. Jutro miałam wrócić do domu.
____________________________________________
I co sądzicie? Komentujcie, bo nie wiem, czy mam pisać dalej czy odejść. Zależy mi na waszej opinii.
niedziela, 27 maja 2012
wtorek, 22 maja 2012
Rozdział 1
Esme:
Charles wrócił z wojny, ale tylko na kilka dni. Niestety był pijany. Jak zawsze zresztą. Powoli otworzyłam mu drzwi przekręcając klucz.
- Esme, kotku! Jak dobrze Cię widzieć. - mówił bełkocząc. Co chwilą również czkał i nie utrzymywał się na nogach.
Upadł na mnie, a ja nie byłam na tyle silna, żeby go podtrzymać. Z wielkim łomotem uderzył w podłogę.
- Przez Ciebie upadłem! - Zmienił ton na groźniejszy. Patrzył na mnie z wyszczerzonymi w złości zębami. Był wysunięty lekko do przodu i chciał coś zrobić, ale nie byłam pewna co. Przełknęłam głośniej ślinę i oddychałam szybciej. Bałam się go jak nikogo innego. W końcu mój strach nabrał zenitu i nie mogłam wciągnąć powietrza. Starałam się uspokoić, ale nagle poczułam silny ból na twarzy.
Charles wyciągnął rękę i z całej siły uderzył mnie w twarz. Upadłam na ziemię, a moje oczy napełniły się łzami. Kopnął mnie w brzuch i przykucnął obok.
- Co ty sobie myślisz, dziwko!? - wrzeszczał.
- Charles, ja nic nie zrobiłam. - Przekonywałam go rozpaczliwym tonem.
- Nic!? - wrzasnął potrząsając mną. - Tak mnie powitałaś!? Wywróciłaś mnie! - wrzeszczał. Dobrze wiedziałam jak było. Upadł na ziemię, bo nie mógł utrzymać się na nogach rzez alkohol, ale wolałam nie dyskutować.
Wstał i szarpnął za kołnierzyk mojej sukienki tak, że aż się uniosłam. Trzymał mnie chwilę w powietrzu, a ja próbowałam strącić jego ohydne dłonie ze swojej sukienki. Poczułam, że nie mogę oddychać. Coraz mocniej się miotałam, aż wreszcie rzucił mnie na łóżko, które stało niedaleko.
Z prawego buta wyciągnął ostry nóż i zbliżył się do mnie pokazując go dokładnie. Zaśmiał się cicho i przeciął guziczki mojej sukienki. Ostre narzędzie zahaczyło o ciało i zrobiło długą ranę poniżej szyi. Potoczyła się z niej powoli krew, ale on nie zwrócił na to uwagi.
W końcu rozszarpał górną cześć sukienki i zdarł ją ze mnie. Potem podarł bieliznę. Czułam się tak bardzo upokorzona. Wstydziłam się i próbowałam zakryć swoje ciało, ale on przytrzymał moje ręce i zrobił się brutalny. Znów uderzył mnie w twarz, a z moich oczu potoczyły się łzy. Gdy rozpoczął czynność, o którą chodziło mu najbardziej pisnęłam na cały głos.
- Zamknij się, dziwko! - wrzasnął. Już po raz drugi dzisiaj mnie wyzywał. Śmiał się mi prosto w twarz. Liczył się tu tylko on. Ja nie miałam tu nic do powiedzenia.
Próbowałam się wyrwać, ale był o wiele silniejszy. Chciałam krzyczeć, ale chwycił moje włosy i pociągnął je z całej siły.
- Charles, proszę nie! - Chciałam, aby odszedł, ale nie obchodziły go moje błagania.
W końcu odsunął się ode mnie. Od razu zakryłam się kołdrą, którą pokapały moje rzęsiste łzy. Charles poszedł do kuchni, a ja, owinięta pierzyną, podbiegłam do szafy i szybko ubrałam jasno niebieską sukienkę, z krótkim rękawem. Zakrywała większą część mojego ciała, a przy nogach była przewiewna na tyle bym mogła zrobić porządny krok. Sięgała poniżej kolan.
Mój mąż wrócił ze szklanką jakiegoś brązowego alkoholu. Nie znałam się na tym, więc nie wiedziałam co to było.
Nagle moją uwagę przykuł wybijający godzinę piętnastą zegar. Za niedługo będę musiała zrobić kolację. Podeszłam do lodówki, ale była pusta.
- Charles idę na zakupy. Kupię coś na kolację. - Powiedziałam cicho i niepewnie. Wiedziałam, że jest głodny i nie będzie się temu sprzeciwiał.
Wzięłam wiklinowy koszyk i wyszłam. Po kilku minutach znalazłam się na jarmarku, gdzie było pełno okazałych towarów, jak i podróbek.
Po chwili spostrzegłam, że moja przyjaciółka macha mi z daleka. Nancy miała na sobie śnieżnobiałą suknię na szerokich ramiączkach sięgającą kostek. Jej krój był prosty. Na dole była poszerzana. Przypominała dzwon. Uśmiechnęłam się do niej sztucznie i podeszłam. Miałam nadzieję, że nie odkryje co mnie gryzie.
Gdy już stałam obok niej ruszyłyśmy, aby przejrzeć wszystkie kramy i wybrać coś odpowiedniego na kolację. Znalazłam tu tylko jabłka, choć miałam nadzieję na coś więcej. Zakupiłam te owoce i przeszłam dalej. Zastanawiałam się co robi Charles i czy ktoś w końcu uwolni mnie z jego niewoli.
Nancy znalazłam więcej drobiazgów i artykułów spożywczych.
- Esme, co się stało!? - spytała przyjaciółka. Spostrzegłam, że z oka wypłynęła mi łza. Musiałam coś wymyślić. Błagalnie spojrzałam w niego.
- Nie nic. - otarłam kroplę. - To przez słońce. - Uśmiechnęłam się sztucznie z nadzieją, że tego nie zauważy. Chyba mi się udało, bo nie pytała o nic więcej.
Na targu znalazłam jeszcze kurczaka. Postanowiłam go kupić. Mój mąż zapewne jest zmęczony. Poszłam w stronę warzywniaka. Kupiłam tam pomidory, ogórki i kilka marchewek.
Do domu wróciłam o siedemnastej trzydzieści i zajęłam się rozpakowywaniem zakupów. Charles spał pijany na fotelu. Cieszyłam się z tego, że nie muszę z nim rozmawiać, ani nic.
Szybko przygotowałam zupę z kurczakiem i nałożyłam na talerze. Sprzątnęłam za sobą w kuchni i zasiadłam do stołu. Bałam się budzić Charlesa, ale na szczęście, sam wstał. Usiadł na przeciw mnie i zajadał się potrawą.
Zdawało mi się, że już trochę wytrzeźwiał.
- Smaczne. - Powiedział obojętnie i wrócił do jedzenia. Nie patrzył na mnie. Byłam mu obojętna. Potrzebował mnie tylko po to, by zaspokoić swoje potrzeby seksualne. Nienawidziłam tego. Chciałam się stąd uwolnić, ale wiedziałam, że mnie znajdzie.
Gdy zjedliśmy zmyłam naczynia, a mój mąż poszedł spać. Nie miałam co robić. Dom był posprzątany, a ja chodziłam poszukując czegoś do roboty. W końcu wzięłam książkę. "Romeo i Julia". Zawsze mnie to wciągało. Byłam w tym zakochana i nigdy nie mogłam się oderwać. Czytałam po kolei każdą stronę dokładnie wiedząc o co chodzi.
Spojrzałam na ścianę, gdzie wisiał zegar kukułką i dostrzegłam, że wskazówki pokazują godzinę osiemnastą pięćdziesiąt trzy. Odłożyłam lekturę i poszłam w stronę łazienki. Przygotowałam się do snu i zmierzyłam w stronę wielkiego łóżka.
Obrzydziło mnie to, że muszę spać z bezlitosnym mężem. Skrzywiłam się i położyłam powoli i cichutko. Mimo tego, że była dopiero dziewiętnasta piętnaście byłam już bardzo zmęczona, ale nie mogłam zasnąć. Charles położył na mnie swoją wstrętną łapę miażdżąc mnie swoim żelaznym uściskiem żołnierza.
Charles wrócił z wojny, ale tylko na kilka dni. Niestety był pijany. Jak zawsze zresztą. Powoli otworzyłam mu drzwi przekręcając klucz.
- Esme, kotku! Jak dobrze Cię widzieć. - mówił bełkocząc. Co chwilą również czkał i nie utrzymywał się na nogach.
Upadł na mnie, a ja nie byłam na tyle silna, żeby go podtrzymać. Z wielkim łomotem uderzył w podłogę.
- Przez Ciebie upadłem! - Zmienił ton na groźniejszy. Patrzył na mnie z wyszczerzonymi w złości zębami. Był wysunięty lekko do przodu i chciał coś zrobić, ale nie byłam pewna co. Przełknęłam głośniej ślinę i oddychałam szybciej. Bałam się go jak nikogo innego. W końcu mój strach nabrał zenitu i nie mogłam wciągnąć powietrza. Starałam się uspokoić, ale nagle poczułam silny ból na twarzy.
Charles wyciągnął rękę i z całej siły uderzył mnie w twarz. Upadłam na ziemię, a moje oczy napełniły się łzami. Kopnął mnie w brzuch i przykucnął obok.
- Co ty sobie myślisz, dziwko!? - wrzeszczał.
- Charles, ja nic nie zrobiłam. - Przekonywałam go rozpaczliwym tonem.
- Nic!? - wrzasnął potrząsając mną. - Tak mnie powitałaś!? Wywróciłaś mnie! - wrzeszczał. Dobrze wiedziałam jak było. Upadł na ziemię, bo nie mógł utrzymać się na nogach rzez alkohol, ale wolałam nie dyskutować.
Wstał i szarpnął za kołnierzyk mojej sukienki tak, że aż się uniosłam. Trzymał mnie chwilę w powietrzu, a ja próbowałam strącić jego ohydne dłonie ze swojej sukienki. Poczułam, że nie mogę oddychać. Coraz mocniej się miotałam, aż wreszcie rzucił mnie na łóżko, które stało niedaleko.
Z prawego buta wyciągnął ostry nóż i zbliżył się do mnie pokazując go dokładnie. Zaśmiał się cicho i przeciął guziczki mojej sukienki. Ostre narzędzie zahaczyło o ciało i zrobiło długą ranę poniżej szyi. Potoczyła się z niej powoli krew, ale on nie zwrócił na to uwagi.
W końcu rozszarpał górną cześć sukienki i zdarł ją ze mnie. Potem podarł bieliznę. Czułam się tak bardzo upokorzona. Wstydziłam się i próbowałam zakryć swoje ciało, ale on przytrzymał moje ręce i zrobił się brutalny. Znów uderzył mnie w twarz, a z moich oczu potoczyły się łzy. Gdy rozpoczął czynność, o którą chodziło mu najbardziej pisnęłam na cały głos.
- Zamknij się, dziwko! - wrzasnął. Już po raz drugi dzisiaj mnie wyzywał. Śmiał się mi prosto w twarz. Liczył się tu tylko on. Ja nie miałam tu nic do powiedzenia.
Próbowałam się wyrwać, ale był o wiele silniejszy. Chciałam krzyczeć, ale chwycił moje włosy i pociągnął je z całej siły.
- Charles, proszę nie! - Chciałam, aby odszedł, ale nie obchodziły go moje błagania.
W końcu odsunął się ode mnie. Od razu zakryłam się kołdrą, którą pokapały moje rzęsiste łzy. Charles poszedł do kuchni, a ja, owinięta pierzyną, podbiegłam do szafy i szybko ubrałam jasno niebieską sukienkę, z krótkim rękawem. Zakrywała większą część mojego ciała, a przy nogach była przewiewna na tyle bym mogła zrobić porządny krok. Sięgała poniżej kolan.
Mój mąż wrócił ze szklanką jakiegoś brązowego alkoholu. Nie znałam się na tym, więc nie wiedziałam co to było.
Nagle moją uwagę przykuł wybijający godzinę piętnastą zegar. Za niedługo będę musiała zrobić kolację. Podeszłam do lodówki, ale była pusta.
- Charles idę na zakupy. Kupię coś na kolację. - Powiedziałam cicho i niepewnie. Wiedziałam, że jest głodny i nie będzie się temu sprzeciwiał.
Wzięłam wiklinowy koszyk i wyszłam. Po kilku minutach znalazłam się na jarmarku, gdzie było pełno okazałych towarów, jak i podróbek.
Po chwili spostrzegłam, że moja przyjaciółka macha mi z daleka. Nancy miała na sobie śnieżnobiałą suknię na szerokich ramiączkach sięgającą kostek. Jej krój był prosty. Na dole była poszerzana. Przypominała dzwon. Uśmiechnęłam się do niej sztucznie i podeszłam. Miałam nadzieję, że nie odkryje co mnie gryzie.
Gdy już stałam obok niej ruszyłyśmy, aby przejrzeć wszystkie kramy i wybrać coś odpowiedniego na kolację. Znalazłam tu tylko jabłka, choć miałam nadzieję na coś więcej. Zakupiłam te owoce i przeszłam dalej. Zastanawiałam się co robi Charles i czy ktoś w końcu uwolni mnie z jego niewoli.
Nancy znalazłam więcej drobiazgów i artykułów spożywczych.
- Esme, co się stało!? - spytała przyjaciółka. Spostrzegłam, że z oka wypłynęła mi łza. Musiałam coś wymyślić. Błagalnie spojrzałam w niego.
- Nie nic. - otarłam kroplę. - To przez słońce. - Uśmiechnęłam się sztucznie z nadzieją, że tego nie zauważy. Chyba mi się udało, bo nie pytała o nic więcej.
Na targu znalazłam jeszcze kurczaka. Postanowiłam go kupić. Mój mąż zapewne jest zmęczony. Poszłam w stronę warzywniaka. Kupiłam tam pomidory, ogórki i kilka marchewek.
Do domu wróciłam o siedemnastej trzydzieści i zajęłam się rozpakowywaniem zakupów. Charles spał pijany na fotelu. Cieszyłam się z tego, że nie muszę z nim rozmawiać, ani nic.
Szybko przygotowałam zupę z kurczakiem i nałożyłam na talerze. Sprzątnęłam za sobą w kuchni i zasiadłam do stołu. Bałam się budzić Charlesa, ale na szczęście, sam wstał. Usiadł na przeciw mnie i zajadał się potrawą.
Zdawało mi się, że już trochę wytrzeźwiał.
- Smaczne. - Powiedział obojętnie i wrócił do jedzenia. Nie patrzył na mnie. Byłam mu obojętna. Potrzebował mnie tylko po to, by zaspokoić swoje potrzeby seksualne. Nienawidziłam tego. Chciałam się stąd uwolnić, ale wiedziałam, że mnie znajdzie.
Gdy zjedliśmy zmyłam naczynia, a mój mąż poszedł spać. Nie miałam co robić. Dom był posprzątany, a ja chodziłam poszukując czegoś do roboty. W końcu wzięłam książkę. "Romeo i Julia". Zawsze mnie to wciągało. Byłam w tym zakochana i nigdy nie mogłam się oderwać. Czytałam po kolei każdą stronę dokładnie wiedząc o co chodzi.
Spojrzałam na ścianę, gdzie wisiał zegar kukułką i dostrzegłam, że wskazówki pokazują godzinę osiemnastą pięćdziesiąt trzy. Odłożyłam lekturę i poszłam w stronę łazienki. Przygotowałam się do snu i zmierzyłam w stronę wielkiego łóżka.
Obrzydziło mnie to, że muszę spać z bezlitosnym mężem. Skrzywiłam się i położyłam powoli i cichutko. Mimo tego, że była dopiero dziewiętnasta piętnaście byłam już bardzo zmęczona, ale nie mogłam zasnąć. Charles położył na mnie swoją wstrętną łapę miażdżąc mnie swoim żelaznym uściskiem żołnierza.
niedziela, 20 maja 2012
Prolog
Esme:
Wybiegając ze szpitala myślałam tylko o moim dziecku, które zbyt wcześnie zakończyło swoją służbę na ziemi. Miałam na sobie koszulę, którą dostałam tuż przed porodem. Była teraz cała potargana, a wzorek w kratkę starty, ale było tak już chyba od początku. Moje zazwyczaj pięknie ułożone, brązowe włosy były potargane i powiewały w piękny sposób.
Co chwila czułam jak bezlitosne gałęzie pozostawiają ślady na moich nogach, a bose stopy często wpadały w coś nieprzyjemnego, lub kującego.
Z oczu wylewał się słony płyn, zwany łzami. Moja twarz była od nich cała mokra, ale nie zwróciłam na to uwagi. Nie mogłam nawet zobaczyć mojego dziecka, a ono już zmarło. Dlaczego akurat ja? Dlaczego moje malutkie kochanie? Dlaczego mój sens życia?
Nagle potknęłam się i niezdarnie upadłam na mokrą podłogę. Dopiero teraz spostrzegłam, że pada i jest burza. Wszystko dla mnie straciło sens, a wokoło było ciemno, ale to była sprawka pogody. Nagle ostry piorun uderzył tak głośno i mocno, że aż zapiszczałam ze strachu. Próbowałam się podnieść. Nie obchodziło mnie to, że cała jestem z błota. Czułam się być zła. Czułam, że to moja wina. To przeze mnie ono nie żyje. A miał mieć takie piękne imię. Robert. Marzyłam, aby nosił takie imię.
Mojego męża zapewne nie obchodziło to, gdzie teraz jestem i co się ze mną dzieje. Nareszcie stałam na własnych nogach i biegłam dalej. W oddali usłyszałam szum morza. Już blisko. Na tę myśl przyspieszyłam i dotarcie na miejsce zajęło mi tylko kilka minut.
Zatrzymałam się widząc koniec drogi. Oddychałam mocniej, ciężej. Powoli tam podeszłam. Ostatni, chwiejny krok postawiłam na wielkim płaskim kamieniu. Czułam jego chłód i każdą wypukłość. Moja sukienka idealnie powiewała razem z wiatrem. Włosy robiły to samo. Mimo tego, że twarz była cała zabłocona wyglądało to zapewne pięknie. Jak scena z jakiegoś filmu.
W moich oczach malował się strach oraz poczucie winy. Nie byłam pewna, czy to zrobić, ale wiedziałam, że teraz moje życie nie ma sensu, więc po co mi ono? Śmierć jest najlepszym rozwiązaniem. Wygodna, ale i samolubna... choć nie w moim przypadku. Lucy na pewno to zrozumie, a Charles nie będzie się tym przejmował. Znajdzie sobie kogoś innego, a i mi będzie bez niego lżej. Spotkam się z moim maleńkim kochaniem.
Wzięłam ostatni głęboki wdech i upadłam w wielką głębię. Wokoło słyszałam tylko szum fal uderzających o skały. Wiedziałam, że chcę, aby to był mój ostatni dźwięk, który usłyszę. Zamknęłam oczy i starałam wydobyć z siebie ostatni uśmiech, ale zamienił się on w falę rozpaczy. Pochłonęły mnie łzy, które spadały do morza. To były moje ostatnie sekundy życia.
Wiatr rozwiewał moje włosy i nagle poczułam mnóstwo igieł znajdujących się na moim ciele...
Wybiegając ze szpitala myślałam tylko o moim dziecku, które zbyt wcześnie zakończyło swoją służbę na ziemi. Miałam na sobie koszulę, którą dostałam tuż przed porodem. Była teraz cała potargana, a wzorek w kratkę starty, ale było tak już chyba od początku. Moje zazwyczaj pięknie ułożone, brązowe włosy były potargane i powiewały w piękny sposób.
Co chwila czułam jak bezlitosne gałęzie pozostawiają ślady na moich nogach, a bose stopy często wpadały w coś nieprzyjemnego, lub kującego.
Z oczu wylewał się słony płyn, zwany łzami. Moja twarz była od nich cała mokra, ale nie zwróciłam na to uwagi. Nie mogłam nawet zobaczyć mojego dziecka, a ono już zmarło. Dlaczego akurat ja? Dlaczego moje malutkie kochanie? Dlaczego mój sens życia?
Nagle potknęłam się i niezdarnie upadłam na mokrą podłogę. Dopiero teraz spostrzegłam, że pada i jest burza. Wszystko dla mnie straciło sens, a wokoło było ciemno, ale to była sprawka pogody. Nagle ostry piorun uderzył tak głośno i mocno, że aż zapiszczałam ze strachu. Próbowałam się podnieść. Nie obchodziło mnie to, że cała jestem z błota. Czułam się być zła. Czułam, że to moja wina. To przeze mnie ono nie żyje. A miał mieć takie piękne imię. Robert. Marzyłam, aby nosił takie imię.
Mojego męża zapewne nie obchodziło to, gdzie teraz jestem i co się ze mną dzieje. Nareszcie stałam na własnych nogach i biegłam dalej. W oddali usłyszałam szum morza. Już blisko. Na tę myśl przyspieszyłam i dotarcie na miejsce zajęło mi tylko kilka minut.
Zatrzymałam się widząc koniec drogi. Oddychałam mocniej, ciężej. Powoli tam podeszłam. Ostatni, chwiejny krok postawiłam na wielkim płaskim kamieniu. Czułam jego chłód i każdą wypukłość. Moja sukienka idealnie powiewała razem z wiatrem. Włosy robiły to samo. Mimo tego, że twarz była cała zabłocona wyglądało to zapewne pięknie. Jak scena z jakiegoś filmu.
W moich oczach malował się strach oraz poczucie winy. Nie byłam pewna, czy to zrobić, ale wiedziałam, że teraz moje życie nie ma sensu, więc po co mi ono? Śmierć jest najlepszym rozwiązaniem. Wygodna, ale i samolubna... choć nie w moim przypadku. Lucy na pewno to zrozumie, a Charles nie będzie się tym przejmował. Znajdzie sobie kogoś innego, a i mi będzie bez niego lżej. Spotkam się z moim maleńkim kochaniem.
Wzięłam ostatni głęboki wdech i upadłam w wielką głębię. Wokoło słyszałam tylko szum fal uderzających o skały. Wiedziałam, że chcę, aby to był mój ostatni dźwięk, który usłyszę. Zamknęłam oczy i starałam wydobyć z siebie ostatni uśmiech, ale zamienił się on w falę rozpaczy. Pochłonęły mnie łzy, które spadały do morza. To były moje ostatnie sekundy życia.
Wiatr rozwiewał moje włosy i nagle poczułam mnóstwo igieł znajdujących się na moim ciele...
Subskrybuj:
Posty (Atom)